Dopiero co żegnaliśmy stary rok, a za nami już pierwszy tydzień roku nowego. Tym razem pogoda była wyjątkowo mało wyrozumiała dla noworocznych postanowień. Praktycznie od początku 2016 notujemy dwucyfrowe, ujemne temperatury. Ale może to i dobrze. W końcu Ci co byli naprawdę mocno zmotywowani się ruszyli. Bo o tym, że pogoda nie jest żadną przeszkodą wiadomo powszechnie. Wiem o tym i ja.
Sportowy początek roku w moim wykonaniu wyglądał naprawdę imponująco. Oczywiście jak na mnie imponująco. Przez minione 7 dni zrobiłem 5 treningów biegowych. I właśnie te treningi są dla mnie najcenniejsze. Tego brakowało mi najbardziej, kiedy męczyłem się z kontuzją kolana. Nie odzyskałem jeszcze 100% sprawności, ale biegać już mogę.
W sumie pokonałem ponad 58 kilometrów. Czuję jeszcze spore braki, ale z optymizmem zacząłem patrzeć w przyszłość i zbliżający się wielkimi krokami start w TUT.
Tym bardziej, że nad formą nie pracuję jedynie na biegowych ścieżkach. Od Nowego Roku trzykrotnie siadłem na rower i na trenażerze wykręciłem w sumie około 80 kilometrów. Ciągle jeszcze oswajam się z tym sprzętem, ale z dnia na dzień jest coraz lepiej. Niemniej na złamanie bariery 30 km/h wciąż czekam.
Do biegania i roweru dorzuciłem również treningi na basenie. Choć akurat od pływania bardziej niż poprawy kondycji oczekuję wzmocnienia mięśni. Jakoś nie przepadam za drążkiem, pompkami i tego typu wygibasami, dlatego zamiast się męczyć robiąc coś czego nie lubię śmigam na basen. W tym roku pojawiłem się tam dwukrotnie, za każdym razem pokonując 40 długości i wizytę kończąc w saunie.
Naturalnie każdego dnia robię minimum 30 minut rozciągania. Dr Starrett napisał, że przy rozciąganiu najważniejsza zasada to żadnych dni wolnych i tego staram się trzymać. Od początku taki dzień się nie pojawił. I choć wiem, że prędzej czy później gdzieś wypadnie dzień bez rozciągania to zrobię wszystko, żeby za rok, pisząc podsumowanie móc je policzyć na palcach jednej ręki.
W sumie zrobiłem w 2016 roku 10 treningów (nie licząc codziennego rozciągania). Przeplatając bieganie, rower i pływanie praktycznie nie mam szans, aby popaść w rutynę. Kiedy jedyną moją aktywnością było tylko bieganie, a tego biegania było dość dużo miewałem okresy, że nie mogłem patrzeć na buty biegowe. Teraz (odpukać) tego problemu nie ma. Nie chce mi się biegać? Idę popływać. Nie chce mi się wciągać kąpielówek? Wsiadam na rower. Zawsze jest jakaś opcja. Dzień wolny od treningu? Nie planuję takich dni. Wiem, że zawsze, prędzej czy później, zdarzają się sytuacje kiedy mimo szczerych chęci nie mamy możliwości wyjść na trening. Jednak jak tylko mogę to trenuję. I oby jak najdłużej utrzymać taką tendencję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz