Na skróty

2 stycznia 2016

Postanowienia noworoczne? Słomiany zapał czy jednak coś z tego będzie?

Każdy z nas kiedyś zaczynał
   No i mamy kolejny rok. Piętnastka w dacie zmienia się na szesnastkę. W rubryce wiek dopiszemy +1 wiosnę. Poza tym bez większych zmian. Chociaż nie u każdego.
   Bardzo duża liczba osób traktuje początek nowego roku jako specjalną datę. Jest to czas ZMIAN. O tak - ZMIAN, a nie zmian. Wczoraj, słuchając audycji w radiowej Trójce, wysłuchałem całkiem sporo: "zacznę się zdrowo odżywiać" "zacznę uprawiać sport" "będę biegać" "przeczytam 50 książek".

   Jeden wspólny mianownik to - będę, zacznę. Wszystko w przyszłości - nikt nie chce nic zmieniać teraz. To trochę tak jak z przechodzeniem na dietę od poniedziałku i zapychanie się pizzą i piwem cały weekend, bo przecież dieta od poniedziałku. Jeden z moich ulubionych tekstów z czasów licealnych i studenckich, to - "Od poniedziałki idę na siłownię". Powtarzany cyklicznie przez całe wakacje. Aż w końcu zaczynała się szkoła i każdy zapominał. Oczywiście owy poniedziałek nigdy nie nastał.
   Na wszelkiego rodzaju portalach roi się od grafik nabijających się z postanowień noworocznych. Sam z resztą nie raz dołożyłem do tego swoją cegiełkę. Bo niestety jestem tego pewien, że zapchane siłownie i tłumy na ścieżkach biegowych, jakie ujrzymy już niedługo (w poniedziałek, co nie?) - to wszystko minie po miesiącu. Po miesiącu wszystko będzie jak zawsze - jak w grudniu.
   Z reguły jesteśmy narwani. Jak już się za coś bierzemy to z całą werwą, zapałem, na maksa. Małymi krokami? Stopniowo? Nie, dziękuję. Ja nie dam rady
   A w przypadku zmian takie podejście nie wróży sukcesu. Zasadniczo im drobniejsza zmiana tym większa szansa na jej powodzenie. Podejście "chcę wszystko tu i teraz" najczęściej kończy się wypaleniem (trenuję już drugi tydzień, a dalej nie biegam 5 kilometrów w 15 minut!) albo, co gorsza, kontuzją. Po tygodniu biegania zakończonym kontuzją i dwoma tygodniami z zimnymi okładami nie trudno stwierdzić - to nie dla mnie.
   Jednak kilka razy śmiejąc się z tych noworocznych postanowień i zastanawiając się później nad tym chwilę dłużej, było mi zwyczajnie głupio. Przecież nie wszyscy muszą tak skończyć. Jest całkiem sporo, chociażby biegaczy, którzy latają od wielu lat, a zaczynali właśnie od noworocznego postanowienia. Może więc nie warto wrzucać wszystkich do jednego worka? Szczególnie do tego z napisem "Porażka". Każdy z nas kiedyś zaczynał. Może warto więc dać szansę innym? Bo nawet jeżeli na 100 osób na biegowych ścieżkach pozostanie jedna, to chyba nie można powiedzieć, że te noworoczne postanowienia są do bani?
   Tylko proszę, jeżeli czyta to ktoś, kto właśnie na najbliższy poniedziałek wyznaczył sobie datę życiowych zmian, niech będą one małe, stopniowe. Lepsza mała zmiana, którą wprowadzimy na całe życie niż tysiące takich na jeden miesiąc.
   A no i nie byłbym sobą, gdybym nie napisał o tym, co ja zamierzam w nowym roku. No więc zamierzam... jeszcze bardziej okazywać miłość mojej Pati i już za niedługo mojemu synkowi. Sportowych zamierzeń nie mam. Nie zakładam sobie liczby przebiegniętych, przepłyniętych czy przejechanych kilometrów. Nie mam też potrzeby tworzenia założeń czasowych czy startowych. Pokonam tyle kilometrów, wystartuję w tylu zawodach na ile pozwoli zdrowie oraz... rodzina. Bo nie zapominam, że sport jest jedynie dodatkiem do prawdziwego życia.

3 komentarze:

  1. Brawo gratuluję ... bardzo fajna wskazówka dla początkujących i świetne zakończenie. Pozdrawiam z Dolnego Śląska ☺

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak się to czyta od początku do końca to widać kolejną przemianę - z ambitnego młodego sportowca amatora w dojrzałego faceta i odpowiedzialnego ojca. Brawo i pozdro z Wrocka :)

    OdpowiedzUsuń