Na skróty

17 lutego 2013

Veni, Vidi i dobrze się bawiłem

   Udało się! Wszystko co zaplanowałem na ostatnią już niedzielę podczas mojego krótkiego wyjazdu wypaliło. Działo się tak wiele, że nie wiem od czego zacząć. Ale może po kolei.
   Mimo, że nie nastawiałem budzika to i tak budziłem się już od godziny 4. Jednak zamierzałem przed wyjściem z domu zjeść tylko jeden posiłek, mniej więcej około 6 więc nie widziałem sensu podrywania się tak wcześnie. Na śniadanie to co zawsze - owsianka. Jedyną "wariacją" była zmiana orzechów - z ziemnych na nerkowce. A po posiłku nastąpiło wielkie pakowanie. Nie, jeszcze nie do domu. Otóż musiałem spakować się... na zawody. Tak wiem, wiem, miałem nie startować już w najbliższym czasie. Jednak uznałem, że jeżeli nie napalę się na rywalizację, nie dam ponieść się emocjom to mogę zaliczyć taki bieg w większym gronie. Tym bardziej, że zawody odbywały się w Oldenzaal. Dystans jaki można było przebiec to 3, 6, 9 oraz 12 kilometrów. Ja zdecydowałem się na ten ostatni. A dodatkowo, żeby zrealizować swój plan, zakładający na niedzielny poranek wycieczkę biegową, postanowiłem, że pobiegnę na miejsce zawodów. Umówiliśmy się z Pati, że ona weźmie moje rzeczy, aparat, coś do jedzenia i spotkamy się na miejscu około godziny 10, czyli na godzinę przed startem - musiałem się jeszcze zapisać.
   Tak więc około 8 rano wrzuciłem torbę do samochodu i wybiegłem. Tym razem zacząłem nieco szybciej niż wczoraj. Pierwszy kilometr pokonałem w 5:02. Na początku czułem nieco kolano oraz, przede wszystkim, tą nieszczęsną stopę. Jednak nie było większego dramatu, ból był do zniesienia, a w dodatku z każdym kilometrem było coraz lepiej. Już na drugim tysiączku uzyskałem czas 4 minuty i 56 sekund co zwiastowało niezły bieg. I zdecydowanie z takim miałem do czynienia. Wolniej niż 12 km/h przebiegłem jedynie 14. odcinek. Jednak to było tylko chwilowe rozkojarzenie, bowiem już 15. kilometr poleciałem w 4:59. No ale jak tu nie lecieć skoro warunki były wręcz idealne. Może temperatura w okolicach zera nie jest tą o jakiej marzą biegacze, ale czyste niebo i świecące słońce zdecydowanie podnosi poziom endorfin. Po sobotnim "błądzeniu" we mgle dzisiaj po prostu leciałem prosto jak strzała i śmiałem się sam do siebie.
   Na miejscu zapisów pojawiłem się godzinie, 46 minutach i 36 sekundach od włączenia "Gremlina". Trasa, jak się okazało, miała długość 21 kilometrów i 757 metrów. Uzyskałem średnie tempo 4:54/km, czyli całkiem przyzwoicie. Na miejscu oczywiście czekała już na mnie Moja Ukochana Kobieta. Razem udaliśmy się do biura zawodów, gdzie po wypełnieniu formularza oraz uiszczeniu opłaty uzyskałem numer 804. Do zawodów została nam jeszcze ponad godzina, więc postanowiliśmy wybrać się na pobliskiego Shell'a, aby kupić coś do jedzenia. W Holandii, poza stacjami benzynowymi, wszystko jest pozamykane. Smakołyki, który przywiozła mi Pati, z wyjątkiem banana, wolałem zachować sobie na później. Raczej ciężko by mi się biegało po jabłkach i serku :) Niestety, asortyment lokalnej "tankszteli", niczym mnie nie zachwycił. Wróciliśmy więc do biura zawodów, gdzie zaopatrzyliśmy się w 3 Gevulde Koek, czyli po prostu smaczne ciasteczka migdałowe, z których słynie Holandia.
   Na start udaliśmy się dopiero na 20 minut przed wystrzałem startera. Jakież było nasze zdziwienie gdy zobaczyliśmy miejsce biegu. Start/Meta były zlokalizowane nad brzegiem jeziora. Cały teren wokół był zagospodarowany jako teren rekreacyjny. Małpi gaj, skate park, plaża, ścieżki, altanki to tylko niektóre z atrakcji. Zastanawiała mnie trochę trasa, bowiem zauważyłem, że część taśm była umieszczona z dala od brukowych ścieżek. Po ostatnim biegu w Hengelo spodziewałem się również dzisiaj płaskiej, w 100 procentach asfaltowej trasy. Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby przeczytać w regulaminie jak wygląda nawierzchnia. I mam teraz nauczkę na przyszłość...
   Start poprzedziła minuta ciszy. Punktualnie o godzinie 11:00 wystartowaliśmy. Założyłem sobie tempo na ten bieg około 4:30/km. Jednak po pierwszym okrążeniu zastanawiałem się czy nie powinienem raczej założyć 5:30/km. Dlaczego? Otóż tak - początek to podbieg trawą, dalej wbiegliśmy do lasu, kilka łagodnych podbiegów i stromy zbieg. Następnie leśnymi ścieżkami docieramy na trawniki wokół jeziora, a dalej na... piaszczystą plażę. Po plaży znowu podbieg trawą i znowu piasek. Kawałek trawnika w momencie gdy mijaliśmy metę i ponownie wylądowaliśmy na plaży. Z niej wybiegamy, a w zasadzie to podbiegamy, wprost do lasu, przez który lecimy niemalże do samego końca pętli. I tak cztery razy. Każde okrążenie 3 kilometry. Dla mnie bieganie kółek to nic specjalnego, ale Pati miała pole do popisu :) Pierwszy kilometr poleciałem niesiony tłumem w 4 minuty i 22 sekundy. Mocno... Za mocno... Widziałem, że w takim tempie zaraz padnę, a przecież dzisiaj nie miałem zamiaru rywalizować ani z czasem, ani z innymi biegaczami. Drugi tysiączek pokonałem już nieco spokojniej - 4:36. Dokładnie tyle samo czasu potrzebowałem na ostatni odcinek. To co mnie cieszyło to fakt, że czułem, że mam pełną kontrolę nad swoim biegiem. Nie biegłem na granicy wytrzymałości, tak jak to ma miejsce podczas normalnych startów w wyścigach. Nie zmieniało to jednak faktu, że udawało mi się wyprzedzać kolejnych biegaczy.
   W związku z tym, że, zarówno moja jak i Patrycji, znajomość języka holenderskiego jest, delikatnie mówiąc, mocno przeciętna, a w zasadzie to żadna, nie wiedziałem, jaką zajmuję aktualnie pozycję. Aczkolwiek z obserwacji Pati wynikało, że drugie okrążenie zacząłem jako około 40. biegacz. A na którym miejscu skończyłem ostatecznie? Prawdę mówiąc nie mam pojęcia, bowiem nie czekaliśmy na ogłoszenie wyników (te mają pojawić się w internecie), a Pati nie była w stanie tego stwierdzić kiedy zawodnicy z wszystkich dystansów biegli jednocześnie. Tak naprawdę nie miało to dzisiaj żadnego znaczenia. Dodam jeszcze dla poprawności, że jak prezentowały się moje czasy na poszczególnych kilometrach. Otóż kilometr numer cztery pobiegłem w 4:24, a dalej notowałem czasy: 4:36, 4:29, 4:26, 4:31, 4:27, 4:27, 4:23 oraz 3:28. Jednak jak się okazało ostatni "kilometr" liczył sobie zaledwie 874 metry. Co nie zmienia faktu, że w końcówce zdecydowanie przyspieszyłem. Czym to było spowodowane? Otóż pozwoliłem sobie na małą rywalizację z zawodnikiem, który biegł przede mną. To była fantastyczna walka. Tym razem to nie ja byłem górą, ale rywal po biegu podał rękę i podziękował za ten finisz. A więc było warto :) Mój czas to 52 minut i 51 sekund. Jak na "niedzielne wybieganie" całkiem nieźle. 
   Na mecie buziak od ukochanej, a także talerz zupy i lokalne smakołyki - krentenbol oraz kerstol. A dokładnie to bułeczka z rodzynkami i kromka słodkiego chleba, również z rodzynkami. Jeszcze szybki prysznic i w drogę do... McDonald'a. Przecież ukoronowaniem niedzielnego biegania muszą być lody, a wiadomo, że najlepsze są w "restauracji" spod znaku żółtej eMki. McFlurry Appel Crumbel smakował wyśmienicie. Aczkolwiek Pati twierdzi, że McFlurry Caramel Brownie nie był wiele gorszy. Podobnie zresztą jak McCurryWurst - ten niemiecki Mc Donald ma znakomite menu! Stamtąd udaliśmy się prosto do domu gdzie urządziliśmy sobie... Pasta Party. Pełnoziarnisty makaron z mięsem wołowym i sosem pomidorowym, serwowany z odrobioną tartego parmezanu i szklanką zimnego, pszenicznego piwa bezalkoholowego. Tak to było to na co miałem dzisiaj ochotę!


PS: Jedyne chyba czego zabrakło mi na tych zawodach to... medale. Na szczęście na pamiątkę mam numer startowy :)

PS 2: Są już wyniki! ostatecznie Pati miała rację - 8. miejsce :)

8 komentarzy:

  1. Ulala :D Crazy dzień, którego (jak już zdążyłąm wspomnieć) zazdroszczę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurna nie wiem czy uwierzysz, ale żeby tak zajebisty dzień zakończyć również zajebiście pocisnęliśmy jeszcze na "tanksztele" po Cornetto King Size, Coca Colę Cherry, Bounty Ice Cream i Berliner Choco :D I co Ty na to! :D

      Usuń
    2. Hahaha, kocham Was :D

      Usuń
  2. Wyniki są tu: http://www.laactwente.nl/uitslagen/hulsbeekloop_+_hulsbeekcross/2013/12_km/ Świetny czas i dobre miejsce - gratulacje! :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy :) A dlaczego akurat ten post Ci się tak podoba, jeśli można spytać? :)

      Usuń
  4. Mały GRATULACJE!

    Opis biegu świetny, chyba jeden z fajniejszych. Może dlatego że trasa sama w sobie fajna, nie po asfalcie tylko urozmaicona choć w kółko. :-)

    Mnie się na razie w głowie nie mieści, że sobie można na rozgrzewkę dobiec na bieg 20 kilka km a potem jeszcze lecieć jak torpeda. :-D
    Imponujące!

    OdpowiedzUsuń