Na skróty

5 maja 2013

Biegowy ekshibicjonizm

Śniadanie na tarasie i "kubeczek",
a w nim zelený čaj
   Wczoraj, po powrocie z Grudziądza, nie biegałem. Pogoda wręcz zachęcała do ruchu, jednak potrzebowałem odpoczynku jak ryba wody. Dlatego też, bez żadnych wyrzutów, zrobiłem sobie wolne. A jak najlepiej spędzać wolny czas? Wiadomo - z Ukochaną. Tak więc wieczorem wylądowałem w Pępowie i to właśnie tam przywitał mnie niedzielny poranek.
   A ten, trzeba uczciwie przyznać, był wyjątkowo słoneczny. Temperatura około 15 stopni, czyste niebo i delikatny, chłodzący wiaterek. Czy można sobie wyobrazić lepszą aurę do biegania? Szczerze wątpię. 
   Majówkowanie, grillowanie, bieganie - wszystko to sprawiło, że mimo iż położyłem się wcześniej niż zwykle, wstałem dopiero chwilę po 6. Piszę dopiero, bo niezwykle rzadko zdarza mi się spać do tej godziny. Jak zawsze wciągnąłem owsiankę, przestudiowałem forum. W związku z późniejszą pobudką, trening rozpocząłem z lekkim poślizgiem - około 8:30.
   Wciągnąłem na siebie najnowszy element biegowej garderoby - białą koszulkę, którą przywiozłem z Grudziądza, i ruszyłem w stronę Miszewa. Zacząłem spokojnie - 5:05/km. Kolana wciąż jeszcze odczuwają ostatnie starty. Choć muszę przyznać - spodziewałem się, że będzie gorzej. Odbiegając nieco od tematu napiszę, że kuracja lodowa powinna przynieść wymierne efekty i rozwiązać moje problemy w niedługim czasie.
Więc dzisiaj mogę sobie pozwolić na nieco więcej :)
   A wracając do treningu - ten był dzisiaj RE-WE-LA-CYJ-NY! Wiele osób mówi, że wolne bieganie jest nudne, monotonne, zamula mięśnie, nie pozwala poprawiać wyników itd itp. Ja jednak do nich nie należę. Uwielbiam takie wolne nabijanie kilometrów. W tym roku przebiegłem ponad 1800 kilometrów i spokojnie mogę powiedzieć, że jakieś 90% tego dystansu pokonałem spokojnym tempem, w tzw. I zakresie.
   Tak też leciałem i dzisiaj. Kolejny tysiączki łykałem w nieco ponad 5 minut. Do tego tak pogoda - słonecznie, ciepło - ekstra! Ok, wiał wiatr w twarz, ale wiedziałem że za chwilę odbiję w stronę Banina i następne kilkanaście kilometrów będę leciał z wiatrem.
Pamiątka z Grudziądza
   Po 6. kilometrach nie wytrzymałem - zdjąłem koszulkę. A co tam - 2 godziny na słońcu to dla biegacza najlepszy czas na łapanie opalenizny. Z Banina poleciałem w stronę Bysewa, a dalej na gdańskie Karczemki. Tam zawróciłem i biegnąć krajową siódemką doleciałem do Leźna, gdzie odbiłem do Pępowa.
   To co rzuciło mi się w oczy to to, że biegnąc z wiatrem w plecy po idealnie płaskiej ścieżce rowerowej wzdłuż lotniska notowałem czasy rzędu 5:15/km. Natomiast kiedy w drodze powrotnej biegłem pod wiatr nierównym poboczem, po drodze pokonując kilka wzniesień moje tempo było na poziomie 4:55/km. Można pomyśleć, że im trudniejszy teren tym lepiej się biegnie. Może czas pomyśleć o biegach górskich? :)
   W sumie pokonałem 26 kilometrów oraz 50 metrów w czasie 2 godzin 10 minut i 43 sekund. Średnie tempo wyniosło 5:01/km. Po takim poranku niedziela zapowiada się niezwykle optymistycznie. Tak więc miłego dnia wszystkim i przyjemnego biegania. Pamiętajcie, że nie warto zawsze przejmować się tempem. Nie patrzmy na innych, nie próbujmy ścigać się z samym sobą. Czasem najlepiej wyjść z domu i cieszyć każdym kolejnym krokiem :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz