Na skróty

12 maja 2013

Życiówka z zaskoczenia - Bieg Europejski 2013

   Niedzielne zawody w Gdyni to miała być mocna dycha, okazja do przetestowania nowych butów oraz przede wszystkim dobra zabawa. Nie nastawiałem się na żadną walkę o rekordy. Nie łudziłem się, że po raz kolejny poprawię życiówkę. Bo niby jakie miałem ku temu podstawy? Przed dwoma tygodniami walczyłem w maratonie. Z Krakowa, poza życiówką, przywiozłem problemy z kolanami. Następnie, zamiast skupić się na dojściu do pełni zdrowia, poleciałem połówkę w Grudziądzu. Nie odpuściłem też żadnego treningu w ostatnim tygodniu. Wolno, bo wolno, ale biegałem. I tak właściwie do Gdyni jechałem bez żadnych planów wynikowych. W ciemno brałem czas poniżej 40 minut. A jak wyszło? No cóż...
"Poproszę gofera z dżemorem. Dwa razy"
   Dzień zaczął się jak każdy inny - pobudka skoro świt, następnie owsianka z kawą i lektura forum. Z tym, że tym razem około 8 nie wybrałem się na trening, a do sklepu po pieczywo. I to nie tylko dla siebie, ale dla całej rodziny, bo spałem w Pępowie. Następnie przygotowałem śniadanie dla Pati i koło 9 wyruszyliśmy po Małą oraz po strój na zawody.
   Miałem pewne obawy odnośnie startu w nowych butach, dlatego poza Lunarspider'ami, do torby wrzuciłem jeszcze Glide'y. Powiedziałem sobie, że decyzję podejmę już na miejscu. Na II śniadanie pochłonąłem mój ulubiony zestaw - bułka pszenna + miód + masło orzechowe + dżem. I po takim posiłku,  z zapakowaną torbą, bylem gotowy do drogi.
   Około 11:30 byliśmy już w okolicach Skweru Kościuszki. W drodze na start pochłonęliśmy jeszcze "gofery z dżemorem" oraz loda Tak naładowani polecieliśmy po numery startowe. Na szczęście nie było wielkich kolejek, więc odbiór poszedł bardzo sprawnie. Pokręciliśmy się chwilę wokół namiotu organizatora, porozmawialiśmy ze znajomymi i koło 12 pognaliśmy do auta przebrać się.
   Sprawdzony, treningowy, cięższy Adidas czy nowy, startowy, lżejszy Nike? Podwyższony poziom endorfin, wywołany atmosferą biegowego święta, sprawił, że dałem się ponieść - wybrałem Lunarspider'y.
   Jeszcze tylko krótka rozgrzewka i zajmujemy miejsca w swoich strefach. Stojąc na starcie naszła mnie ogromna ochota, żeby zwilżyć gardło, wydawało mi się, że nie mogę przełknąć śliny. Niestety było już za późno na szukanie wody.
   Punktualnie o godzinie 13:30 usłyszeliśmy wystrzał z ORP Błyskawica i ruszyliśmy. Pierwszy kilometr to była jeszcze większa przepychanka niż w Krakowie. Każdy walczył o jak najlepsze miejsce. Czas 3:43. Nieźle. Tak mi się przynajmniej wydawało. Ciężko tak lecieć nie wiedząc co chce się osiągnąć. Nie wiedziałem czy mam to trzymać, czy przyspieszyć, czy zwolnić. Po prostu przed startem nie zrobiłem żadnych założeń. Naprawdę nie szykowałem się na walkę o rekord.
   Kolejny tysiączek poleciałem w 3:44. Biegło się całkiem przyjemnie. Nogi nie protestowały. Gardło nieco przyschnięte, ale nie zawracałem sobie tym głowy. Pierwszy raz leciałem nową trasą i to był w pewnym sensie mój atut. Niosła mnie ciekawość. Zastanawiałem się co będzie za kolejnym zakrętem, za następnym budynkiem.
   Kilometr 3. zajął mi 3 minuty i 42 sekundy i był to chyba najszybszy odcinek podczas całego biegu. Niemniej zaczęły dawać mi się we znaki słońce i wiatr. Najgorszy był właśnie ten wiatr. Kurczę dopiero 3 kilometry, a ja byłem już zmęczony. Nie byłem przyzwyczajony do biegania na takim tętnie (ponad 170 bpm). Takie wartości to ja zazwyczaj notowałem dopiero pod sam koniec biegu, a tutaj miałem przed sobą jeszcze, niemalże, 3/4 trasy.
   Kolejny odcinek poleciałem w 3:44, a na następnym jeszcze zwolniłem - 3:45. W tym momencie pomyślałem, że to może być mój koniec. Patrzyłem na biegaczy przed siebie i nie miałem ochoty na walkę z nimi. Byłem skonany.
   Szósty kilometr pobiegłem w 3:49. Czekałem tylko na moment kiedy mnie odetnie. Po każdym kolejnym metrze mówiłem sobie w głowie, że jak zaraz zejdę z trasy to powiem "do 6 kilometra było wszystko ok", za chwilę ta "6" zmieniła się na "6,5". Po chwili byłem już na 7. kilometrze. Czas - 3:46. Jednak nie miałem złudzeń - czekałem aż nogi odmówią mi posłuszeństwa. Walczyłem z samym sobą, nie zwracałem uwagi czy ktoś mnie wyprzedza, czy może ja kogoś wyprzedzam. Ten bieg rozgrywałem sam ze sobą. Przynajmniej do czasu...
Każdy chciał mieć zdjęcie z Panem Mikrofonem!
   Wrócę się na moment do 2. kilometra. Mniej więcej wtedy właśnie wyprzedziłem koleżankę mojej siostry. I oto na 9. kilometrze owa koleżanka wyskoczyła mi z za pleców i pognała w stronę mety. Pomyślałem, że jeżeli ona może to ja też dam radę! Muszę! Wyprzedziłem ją, ale na kilkaset metrów przed metą znowu mnie minęła. W tym momencie nie wiem co się stało - nogi same mnie poniosły. Na mecie zameldowałem się sekundę przed nią. Nie wiem czy to teraz czyta czy nie, ale jeżeli tak to - dzięki Ci Ola za tą końcówkę!
   Za metą myślałem, że umieram. Naprawdę - nigdy jeszcze się tak nie czułem. W pierwszej chwili myślałem, że będę wymiotował. Oparłem się o barierki i wisiałem tak głową w dół. Dopiero po kilku minutach, już z medalem na szyi, rzuciłem okiem na Gremlina - 37:44! Zrobiłem życiówkę. A więc udało się!  Tylko właściwie to co się udało? Przecież nie zakładałem żadnego czasu. Nie mam złudzeń, że jest to życiówka "zrobiona na oparach". Oparach po przygotowaniach do maratonu. Życiówka to życiówka - zawsze cieszy. Jednak najlepiej smakuje wtedy kiedy się do niej przygotowuje, kiedy się na nią solidnie zapracuje. A tą, dostałem niejako w gratisie do maratonu :) W listopadzie, jeżeli zdrowie pozwoli, stanę na starcie o wiele lepiej przygotowany do tej dychy!
   Wychodząc ze strefy dla zawodników odebrałem moją największą nagrodę - buziaka od Pati. To właśnie na to czekałem od momentu startu. Kto wie czy to nie jej okrzyk na 6. kilometrze, krótkie "Michał jest dobrze", sprawiły, że przyspieszyłem, że odwróciłem tą spadkową tendencję, jeżeli chodzi o tempo. Dziękuję Skarbie, że byłaś ze mną!
   No i muszę też wspomnieć o Małej. Z Gdyni bowiem nie tylko ja przywożę życiówkę. Moja siostra biega od wczoraj dychę w 47:05. Brawo!








8 komentarzy:

  1. Gratuluję świetnego wyniku! Dla mnie to był pierwszy w życiu start i mega mi się podobało. Mijaliśmy się nawet już po wyścigu, ale nie chciałem zawracać głowy bo byłeś z siostrą i Pati. Mam nadzieję że na Bieg Świętojański zawitasz, bo ja tak się nakręciłem tym startem, że już dziś chętnie bym pobiegł :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja Tobie gratuluję debiutu! Teraz już nie ma odwrotu - będziesz biegał zawody za zawodami :) Trzeba było podejść, byśmy na pewno pogadali :) A co do BŚ to jeszcze nie wiem - z dużym wyprzedzeniem planuję tylko maratony w sumie. Jeżeli będę mógł to pewnie zamelduję się na starcie, ale teraz jeszcze nie mogę nic powiedzieć :)

      Powodzenia :)

      Usuń
  2. Chyba trochę nie doceniasz pracy, która wykonałeś przed maratonem:) Też startowałem w maratonie w kwietniu, całą zimę biegałem ok.100 km tygodniowo i wiem, że ta praca się opłaciła i tak łatwo kondycja nie spadnie. Co więcej, od maratony co weekend startuje w jakiś zawodach i co start to życiówka:) pozdrawiam i gratuluje świetnego wyniku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba mam zbyt skromne doświadczenie :) Dopiero pierwszą zimę solidnie przepracowałem pod maraton. Rok temu szykowałem się do połówki :)

      Usuń
  3. Gratuluję życiówki z "marszu" i na przyszłość biec ile sił i nie myśleć o zejściu z trasy i o tym jak bolą nogi! Wojownicy walczą!

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratulacje! Mam nadzieję, że za dwa tygodnie w połówce też mi się uda na oparach co nieco życiówkowego ugrać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratuluję! Czytając Twoje spostrzeżenia z biegu chyba ze cztery razy powiedziałem sobie w myślach "miałem to samo" :) Było ciężko, a plan złamania 45 min stał nade mną jak kat i co...udało się! 44:48 min, jestem bardzo zadowolony z wyniku.

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja zacząłem treningi coś jakoś 3 tygodnie temu. Na bieg się zapisałem, bo taki sobie cel w zeszłym roku postawiłem. Przed biegiem dwa razy biegałem po 10km i te dwa razy robiłem przerwy na marsz. Ale na biegu w Gdyni, osiągnąłem wymarzony cel, przebiegłem całą trasę :) Nie mogę się również doczekać czerwca i zaczynam ostro trenować, bo teraz chcę powalczyć o czas :) Pozdrawiam, wielkiego MOTYWATORA - MICHAŁA :) Dzięki :)

    OdpowiedzUsuń