Na skróty

14 sierpnia 2013

Zegar tyka - 6 tygodni 4 dni 5 godzin 50 minut

   Czas płynie nieubłaganie. Jak dziś pamiętam jak pisałem newsa pt. "Czas zdobyć kolejną stolicę!". Było to 25. października ubiegłego roku. Wtedy to właśnie zapisałem się na 40. Berlin Marathon. Miałem niemały ubaw z powodu tego, że zapisuję się na bieg, który odbędzie się za blisko rok. Tymczasem dzień po dniu i jakoś to zleciało. Obecnie od startu dzieli mnie zaledwie 46 dni, czyli bardzo niewiele. Jednak zamierzam wykorzystać maksymalnie ten czas, aby jak najlepiej się przygotować!

   We wtorek zacząłem 9. tydzień swojego, nazwijmy to, planu treningowego. Jest to zarazem drugi tydzień, najcięższej oraz najdłuższej, bo trwającej 5 tygodni fazy budowania formy. 
   Tak jak przed 7 dniami, tak i tym razem zdecydowałem się zacząć tydzień od spokojnego rozbiegania oraz kilku przebieżek. Jeżeli chodzi o trasę to również nie kombinowałem specjalnie i poleciałem, rzekłbym tradycyjnie, w stronę Westenbergu.
   Od rana czułem w nogach moc. Tak mi się przynajmniej wydawało, bo kiedy spojrzałem na czasy, jakie osiągałem na pierwszych kilometrach to miałem wrażenie, że coś jest nie tak. Kiedy po pierwszym tysiączku na ekranie Gremlina wyświetlił się czas 4:51 pomyślałem, że to nic specjalnego w końcu muszę się dogrzać. Jednak biegnąc dalej wydawało mi się, że mknę przed siebie z prędkością światła, a tutaj "suprise" - 4. kilometr poleciałem w zaledwie 4:35. Ok - może i tempo nieco wyższe niż zakładane tempo biegu spokojnego. Kurczę, ale czułem się znakomicie - energia mnie wręcz roznosiła! A o tym, że nie było to tylko moje złudzenie przekonały mnie kolejne kilometry.
   W sumie przebiegłem ich ponad 19. Dokładnie to 19 oraz 335 metrów. Średnie tempo wyniosło dzisiaj 4:23/km. Jednak serce pracowało z częstotliwością zaledwie 129 uderzeń na minutę! Szok? Raczej niewielki biorąc pod uwagę fakt, że na dworze panują obecnie idealne warunki do biegania. Jest nieco ponad 10 stopni Celsjusza, nie świeci słońce, przeważnie jest bezwietrznie. Mam nadzieję, że taka aura przywita mnie 29. września w Berlinie!
   Po rozbieganiu przyszedł czas na przebieżki. Po raz kolejny rozpocząłem tydzień od... pięciu setek :) Największą niespodziankę zrobiła mi jednak Moja Pati, która pojawiła się na podwórku z aparatem w dłoniach, dzięki czemu mogę wrzucić małą fotodokumentację. 
   Naprawdę mam cudowną Narzeczoną! A że dzisiaj są jej urodziny to pora abym to w końcu ja ją jakoś zaskoczył! Plan jest - trzymajcie kciuki za realizację!

2 komentarze:

  1. HEJ! Spóźnione ale serdeczne życzenia urodzinowe dla pięknej Lwicy Pati!

    Nadrabiam zaległości w czytaniu bloga, szkoda że wcześniej nie zajrzałam, tym bardziej że swoje obchodziłam 2 dni wcześniej.

    BTW- świetny strój, zwłaszcza koszulka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za życzenia, a w zaistniałej sytuacji, i ode mnie spóźnione wszystkiego najlepszego!
      W biegowym świecie - przede wszystkim mobilizacji, wypoczętych nóg i sprzyjającej aury :)

      Usuń