Na skróty

19 września 2013

Czwartkowy gwóźdź programu - tempo maratońskie

   Po biegach spokojnych oraz kilku odświeżających przebieżkach, przyszedł czas aby zrobić w końcu jakiś trening specjalistyczny. Tym bardziej, że mój plan treningowy zakłada dwie takie sesje w obecnym tygodniu. A ich realizacja dzień po dniu jest raczej kiepską opcją.
   Poranne badania pulsometrem napawały optymizmem. Do tego byłem wyspany, wypoczęty - innymi słowy - w 100% gotowy na mocniejsze bieganie. Również pogoda mi sprzyjała (w końcu patrząc przez szybę nie czułem wiatru:)). Kilka chmur, choć raczej nie deszczowych, przyjemna temperatura. Innymi słowy wszystko mi dzisiaj sprzyjało.
   Chwilę przed 8 zacząłem się zbierać. Gremlin, skarpety, spodenki, kawa dla Pati, koszulka, buty - ok, jest wszystko. A więc można było zaczynać!
   Pierwsze 2 kilometry to spokojne wprowadzenie. Czas, aby kopyta jak i cała reszta nieco się rozbudziły. Pięć sekund (oraz 10 minut :)) i było już po wstępie. Można było zacząć właściwy trening. A ten zakładał dwukrotne pokonanie 5 kilometrów w tempie maratońskim. Podczas treningów wciąż utrzymuję, że jest to 3:59/km jednak z całą pewnością nie będę próbował biec z taką prędkością w Berlinie.

   Chciałem tutaj opisać jak wyglądały poszczególne kilometry, podać czasy, tętno i w ogóle. Jednak kiedy zgrałem trening do dzienniczka okazało się, że mój przyjaciel Gremlin, widząc iż wpisałem w poszczególnych krokach odcinki 5-kilometrowe, nie złapał mi międzyczasów z poszczególnych kilometrów! I to nawet pomimo tego, że miałem włączony Auto Lap. Trudno - nie złapał to nie będę nikogo zanudzał nadmiarem cyferek. Powiem tylko, że pierwszą piątkę pokonałem w 19 minut i 21 sekund. A więc biegłem o wiele za mocnym tempem (3:52/km). Trochę usprawiedliwia mnie jednak profil trasy. Otóż biegłem głównie z górki albo po płaskim. Jedynie w kilku momentach miałem nieznaczne wzniesienia.
   Trzy minuty przerwy i zaczynamy kolejną piątkę. Jeszcze pierwsze 2 kilometry były naprawdę przyjemne i komfortowe. Dalej jednak nie było już tak różowo. A złożyło się na to kilka faktów. Po pierwsze przebiegałem koło domu i miałem świadomość, że zamiast się do niego przybliżać, będę się ciągle oddalał. Po drugie profil trasy już nie był tak łaskawy i mimo, że wzniesienie było niewielkie, to pokonywałem je już niemal do samego końca. No i po trzecie... wiatr. Nienawidzę wiatru. Dlatego nie ukrywam, że czytając obszerną relację Bartosz Rymkiewicza z ubiegłorocznej edycji maratonu w Berlinie (Maraton w skali XL – relacja z 39. Berlin Marathon) ucieszyło mnie najbardziej jedno zdanie - "Trasa biegu była wytyczona w ścisłym centrum, lub w bezpośrednim jego otoczeniu. Dzięki temu wysokie budynki osłaniały nas od wiatru (...)". Mam nadzieję, że w tym roku również nikt nie będzie miał prawa narzekać na żadne podmuchy.
   Chcąc jednak zakończyć relację z dzisiejszego treningu dodam, że drugą piątkę pokonałem w 19:35. Kurczę, można by rzecz, że skoro znowu za szybko, to nie było wcale tak źle. Jednak to nie tak. O ile średnie tętno na pierwszej wynosiło 153 bpm, to na drugiej już wartość ta wyniosła 169 bpm. W końcówce tętno skoczyło aż do 176 uderzeń na minutę. Jak na mnie to już są naprawdę duże wartości, których raczej nie obserwuję podczas tzw. "komfortowych biegów".
   Jednak podczas rozbiegania wszystko szybko wróciło do normy, co nie ukrywam, poprawiło mi nieco humor. Nad moim nastrojem, od rana, pracowała również moja Narzeczona, która znowu czekała na mnie w progu i towarzyszyła podczas rozciągania.
   Ponadto odebrałem dzisiaj strój startowy w jakim zaprezentuję się na starcie 40. BMW Berlin Marathon! To co dostałem od Sklepu Biegowego (SklepBiegowy.com) naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyło. Strój startowy z najwyższej półki? Jeszcze nie miałem okazji w takim startować! Na chwilę obecną wygląda to tak: zawody ekstra, strój ekstra, tylko ja coś nie bardzo ekstra. Za to z ekstra Narzeczoną i jeszcze bardziej ekstra pozytywnym nastawieniem :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz