Oto i ONA - obolała, lewa łydka :) |
To było do przewidzenia. Pół roku temu była dokładnie taka sama sytuacja. Jak widać nie wyciągnąłem wniosków. O czym w ogóle mówię? O butach, kontuzji, łydce, przymusowej przerwie. Ale od początku.
Tak jak pisałem w poprzednim poście - przywiozłem sobie do Niemiec swoje startówki. Startówki - a więc buty do szybkiego biegania, średnio nadające się do rozbiegań. Ja jednak mimo wszystko wyszedłem w nich na środowy bieg w pierwszym zakresie oraz przebieżki. I o ile do rytmów nadają się idealnie, o tyle 13 kilometrów w tempie od 4:59 do 5:52/km to nie jest trening dla tych butów.
Po środowym szuraniu czułem lekki dyskomfort w lewej łydce. Jednak od czasu do czasu coś mnie pobolewa. Nie zwracam specjalnie na to uwagi, dopóki nie uniemożliwia mi to biegu.
W czwartek miałem w planach 15 kilometrów. Pomyślałem, że może warto by było zmusić organizm do nieco większego wysiłku i pobiec poniżej 5:00/km. Na nogi wciągnąłem, wysłużone już, "tęczówki" od NB i ruszyłem.