Już dosłownie za kilka
dni zacznie się wiosna. Ludzie będą wypatrywać dowodów jej
nadejścia w kwitnących kwiatach, zieleniejących trawnikach czy
wracających do kraju ptakach. A co oznacza nadejście wiosny dla
nas, biegaczy? Wiadomo – początek sezonu, a co za tym idzie –
wysyp imprez biegowych. Na czele oczywiście z półmaratonami i
maratonami. Tradycyjnie już rzesze biegaczy rywalizować będą w
Poznaniu, Warszawie, Krakowie czy Gdańsku. Ja jednak tym razem
postanowiłem wybrać się za granicę. Z królewskim dystansem
zmierzę się w stolicy Francji. 26 mil wokół Notre Dame, Luwru,
wieży Eiffla, lasku Bulońskiego i Łuku Triumfalnego – czy można
sobie wyobrazić lepszy sposób na uczczenie akurat 26 urodzin? Na
pewno byłoby ciężko. Kiedy tylko dowiedziałem się, że termin
biegu to 12. kwietnia, zapisałem się bez wahania.
Jednak w momencie
zapisów nie miałem pojęcia, że przygotowania do tego maratonu
będą wyglądały tak, jak wyglądają. Już rok temu miałem
problemy z nogą, aczkolwiek nawet przez myśl mi nie przeszło, iż
będę musiał zawiesić bieganie. I to aż na kilka miesięcy! Mało
tego, nawet taki przestój nie spowodował, że kontuzja odpuściła
całkowicie. Wróciłem do biegania, ale do kilometrażu sprzed roku
brakuje mi dużo. Bardzo dużo. Póki co nie jestem w stanie biegać,
bez uszczerbku na zdrowiu, po 100-150 kilometrów tygodniowo. Nie
jestem, więc nawet nie będę próbował. Tym razem obrałem całkiem
inną metodę przygotowań.
Kiedyś mój przykładowy
plan tygodniowy wyglądał następująco:
- poniedziałek – wolne
- wtorek – spokojne 15
kilometrów + przebieżki
- środa – interwały
(8 x 1 kilometr)
- czwartek – spokojne
15 kilometrów
- piątek – wolne
- sobota – spokojne 20
kilometrów / ewentualnie start na 5km + spokojne 15 kilometrów
- niedziela – długie
wybieganie (20-45 kilometrów)
Bywały
tygodnie, że zamiast 15 kilometrów robiłem po 20, a przed i po
interwałach robiłem jeszcze 6-7 kilometrów rozbiegania. Było
mocno, ale przekładało się to na jakieś tam wyniki. Udawało mi
się bez większych problemów realizować założenia czasowe.
Przynajmniej do czasu. Mój problem polegał na tym, że poza
bieganiem nie robiłem praktycznie nic. Nie pracowałem nad rozwojem
innych partii mięśniowych. Mało tego – nie bardzo dbałem też o
mięśnie wykorzystywane w czasie biegu. Mocno je eksploatowałem i
całkowicie olewałem ich rozciąganie. Nie będę po raz kolejny się
na ten temat rozpisywał. W każdym razie ostatecznie dobrze na tym
nie wyszedłem. A efekty zaniedbań czuję do dzisiaj.
Przygotowując się do
maratonu w Paryżu całkowicie zreorganizowałem swoje treningi. Po
pierwsze musiałem wziąć poprawkę na wciąż niezaleczoną w 100%
kontuzję. Po drugie zmienił mi się zakres obowiązków
pozasportowych, przez co zmieniłem porę treningów z wczesnego
poranka na wieczór. Wyciągając wnioski z poprzednich lat dodałem
też elementy treningu ogólnorozwojowego robiąc to kosztem
treningów biegowych. Nie wiem, czy celując w czas poniżej 3 godzin
mógłbym sobie na to pozwolić. Jednak jadąc do Paryża nie mam
planów pokonania maratonu w takim czasie. Prawdę mówiąc, to każdy
czas poniżej 4 godzin wziąłbym w ciemno. Aczkolwiek, jeżeli
zdrowie dopisze w tych ostatnich tygodniach i w dniu startu będę
czuł się dobrze, to chciałbym powalczyć o czas poniżej 3:30. Czy
się uda? Zobaczymy.
Treningi na chwilę
obecną wyglądają tak:
- poniedziałek – 1h
basen + 0,5h ćwiczenia siłowe + 0,5h rozciąganie
- wtorek – spokojne 10
– 12 kilometrów po lesie + 1h rozciąganie
- środa – spokojne 10
– 12 kilometrów po lesie+ 1h rozciąganie
- czwartek – 1h basen +
0,5h ćwiczenia siłowe + 0,5h rozciąganie
- piątek – wolne
- sobota – spokojne
10-15 kilometrów / + rower + 1h rozciąganie
- niedziela – długie
wybieganie + 1h rozciąganie
Ponadto staram się raz
/ dwa razy w tygodniu wybrać na halę, aby pograć w piłkę nożną,
koszykówkę bądź siatkówkę. Od czasu do czasu wyskoczę też na
jakieś „wygibasy na macie”. Sporadycznie zdarza mi się także
zrealizować sesje ćwiczeń obwodowych, tzw. stacje.
Ostatnio, po raz pierwszy od wielu lat… skakałem na skakance.
Frajda jak cholera!
Nie
wiem jaki efekt przyniesie mój nowy plan. Nie wiem, czy sprawdzi się
inne podejście. Boję się, że nieco za późno zacząłem robić
długie wybiegania. W tym roku tylko raz pokonałem 20 kilometrów i
raz 30. Niemniej ta trzydziestka była naprawdę przyjemna i
niespecjalnie zmęczyła którykolwiek element z wielkiej trójki –
głowa – mięśnie – płuca. To już dobry znak. Niemniej może
się okazać, że za brak przebieżek, interwałów czy po prostu
kilometrów, przyjdzie mi zapłacić wysoką cenę w Paryżu. Może
się tak zdarzyć, jednak nie zamierzam robić nic na siłę. Na tę
chwilę nie czuję się jeszcze w pełni gotowy na takie treningi.
Nie czuję też większej potrzeby ich dokładania. Jest fajnie i bez
nich, a krótsze biegi kontrolne pokazują, że wszystko zmierza w
dobrym kierunku. Jednak i tak wszystko zweryfikuje Marathon de Paris.
Bez względu na wynik, to będzie niezapomniana impreza urodzinowa!
W Paryżu będziesz miał przygodę i zrobisz sobie rozeznanie co do formy, a to co trenujesz dziś to będzie super baza na później (jesień).
OdpowiedzUsuńPowodzenia :)
Jeszcze sobie kiedyś podziękujesz za trening przekrojowy.
OdpowiedzUsuńNawet kosztem lekkiego wahnięcia wyników biegowych. Pzdr
Życzę powodzenia w Paryżu - piękna impreza! Czytam rzadko twojego bloga i tak patrząc z doskoku uderzyło mnie w tym wpisie to ile biegałeś wcześniej. Sobota 35-40km i niedziela 20-45km? To jest 55-85km w dwa dni, nawet zawodowcy tyle nie biegają. Dla amatora to brzmi tak skrajnie niebezpiecznie że aż nie do wiary że można tak się eksploatować... Dobrze że nic się bardziej nie popsuło, to powodzenia w tym Paryżu :) !
OdpowiedzUsuń