Na skróty

18 marca 2015

Przygotowania na Marathon de Paris 2015

   Już dosłownie za kilka dni zacznie się wiosna. Ludzie będą wypatrywać dowodów jej nadejścia w kwitnących kwiatach, zieleniejących trawnikach czy wracających do kraju ptakach. A co oznacza nadejście wiosny dla nas, biegaczy? Wiadomo – początek sezonu, a co za tym idzie – wysyp imprez biegowych. Na czele oczywiście z półmaratonami i maratonami. Tradycyjnie już rzesze biegaczy rywalizować będą w Poznaniu, Warszawie, Krakowie czy Gdańsku. Ja jednak tym razem postanowiłem wybrać się za granicę. Z królewskim dystansem zmierzę się w stolicy Francji. 26 mil wokół Notre Dame, Luwru, wieży Eiffla, lasku Bulońskiego i Łuku Triumfalnego – czy można sobie wyobrazić lepszy sposób na uczczenie akurat 26 urodzin? Na pewno byłoby ciężko. Kiedy tylko dowiedziałem się, że termin biegu to 12. kwietnia, zapisałem się bez wahania.

   Jednak w momencie zapisów nie miałem pojęcia, że przygotowania do tego maratonu będą wyglądały tak, jak wyglądają. Już rok temu miałem problemy z nogą, aczkolwiek nawet przez myśl mi nie przeszło, iż będę musiał zawiesić bieganie. I to aż na kilka miesięcy! Mało tego, nawet taki przestój nie spowodował, że kontuzja odpuściła całkowicie. Wróciłem do biegania, ale do kilometrażu sprzed roku brakuje mi dużo. Bardzo dużo. Póki co nie jestem w stanie biegać, bez uszczerbku na zdrowiu, po 100-150 kilometrów tygodniowo. Nie jestem, więc nawet nie będę próbował. Tym razem obrałem całkiem inną metodę przygotowań.
   Kiedyś mój przykładowy plan tygodniowy wyglądał następująco:
- poniedziałek – wolne
- wtorek – spokojne 15 kilometrów + przebieżki
- środa – interwały (8 x 1 kilometr)
- czwartek – spokojne 15 kilometrów
- piątek – wolne
- sobota – spokojne 20 kilometrów / ewentualnie start na 5km + spokojne 15 kilometrów
- niedziela – długie wybieganie (20-45 kilometrów)
Bywały tygodnie, że zamiast 15 kilometrów robiłem po 20, a przed i po interwałach robiłem jeszcze 6-7 kilometrów rozbiegania. Było mocno, ale przekładało się to na jakieś tam wyniki. Udawało mi się bez większych problemów realizować założenia czasowe. Przynajmniej do czasu. Mój problem polegał na tym, że poza bieganiem nie robiłem praktycznie nic. Nie pracowałem nad rozwojem innych partii mięśniowych. Mało tego – nie bardzo dbałem też o mięśnie wykorzystywane w czasie biegu. Mocno je eksploatowałem i całkowicie olewałem ich rozciąganie. Nie będę po raz kolejny się na ten temat rozpisywał. W każdym razie ostatecznie dobrze na tym nie wyszedłem. A efekty zaniedbań czuję do dzisiaj.
   Przygotowując się do maratonu w Paryżu całkowicie zreorganizowałem swoje treningi. Po pierwsze musiałem wziąć poprawkę na wciąż niezaleczoną w 100% kontuzję. Po drugie zmienił mi się zakres obowiązków pozasportowych, przez co zmieniłem porę treningów z wczesnego poranka na wieczór. Wyciągając wnioski z poprzednich lat dodałem też elementy treningu ogólnorozwojowego robiąc to kosztem treningów biegowych. Nie wiem, czy celując w czas poniżej 3 godzin mógłbym sobie na to pozwolić. Jednak jadąc do Paryża nie mam planów pokonania maratonu w takim czasie. Prawdę mówiąc, to każdy czas poniżej 4 godzin wziąłbym w ciemno. Aczkolwiek, jeżeli zdrowie dopisze w tych ostatnich tygodniach i w dniu startu będę czuł się dobrze, to chciałbym powalczyć o czas poniżej 3:30. Czy się uda? Zobaczymy.
Treningi na chwilę obecną wyglądają tak:
- poniedziałek – 1h basen + 0,5h ćwiczenia siłowe + 0,5h rozciąganie
- wtorek – spokojne 10 – 12 kilometrów po lesie + 1h rozciąganie
- środa – spokojne 10 – 12 kilometrów po lesie+ 1h rozciąganie
- czwartek – 1h basen + 0,5h ćwiczenia siłowe + 0,5h rozciąganie
- piątek – wolne
- sobota – spokojne 10-15 kilometrów / + rower + 1h rozciąganie
- niedziela – długie wybieganie + 1h rozciąganie
Ponadto staram się raz / dwa razy w tygodniu wybrać na halę, aby pograć w piłkę nożną, koszykówkę bądź siatkówkę. Od czasu do czasu wyskoczę też na jakieś „wygibasy na macie”. Sporadycznie zdarza mi się także zrealizować sesje ćwiczeń obwodowych, tzw. stacje. Ostatnio, po raz pierwszy od wielu lat… skakałem na skakance. Frajda jak cholera!
   Nie wiem jaki efekt przyniesie mój nowy plan. Nie wiem, czy sprawdzi się inne podejście. Boję się, że nieco za późno zacząłem robić długie wybiegania. W tym roku tylko raz pokonałem 20 kilometrów i raz 30. Niemniej ta trzydziestka była naprawdę przyjemna i niespecjalnie zmęczyła którykolwiek element z wielkiej trójki – głowa – mięśnie – płuca. To już dobry znak. Niemniej może się okazać, że za brak przebieżek, interwałów czy po prostu kilometrów, przyjdzie mi zapłacić wysoką cenę w Paryżu. Może się tak zdarzyć, jednak nie zamierzam robić nic na siłę. Na tę chwilę nie czuję się jeszcze w pełni gotowy na takie treningi. Nie czuję też większej potrzeby ich dokładania. Jest fajnie i bez nich, a krótsze biegi kontrolne pokazują, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Jednak i tak wszystko zweryfikuje Marathon de Paris. Bez względu na wynik, to będzie niezapomniana impreza urodzinowa!


3 komentarze:

  1. W Paryżu będziesz miał przygodę i zrobisz sobie rozeznanie co do formy, a to co trenujesz dziś to będzie super baza na później (jesień).
    Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze sobie kiedyś podziękujesz za trening przekrojowy.
    Nawet kosztem lekkiego wahnięcia wyników biegowych. Pzdr

    OdpowiedzUsuń
  3. Życzę powodzenia w Paryżu - piękna impreza! Czytam rzadko twojego bloga i tak patrząc z doskoku uderzyło mnie w tym wpisie to ile biegałeś wcześniej. Sobota 35-40km i niedziela 20-45km? To jest 55-85km w dwa dni, nawet zawodowcy tyle nie biegają. Dla amatora to brzmi tak skrajnie niebezpiecznie że aż nie do wiary że można tak się eksploatować... Dobrze że nic się bardziej nie popsuło, to powodzenia w tym Paryżu :) !

    OdpowiedzUsuń