Ponoć jaki poniedziałek, taki cały tydzień. Ponoć, bo miałem okazję się przekonać, że nie zawsze. Pierwszy dzień tygodnia miałem naprawdę zapracowany. Niewiele snu z niedzieli na poniedziałek, a później zajęcia do 22. Kiedy w końcu wskoczyłem do łóżka nie zasnąłem - dosłownie straciłem przytomność.
We wtorek planowałem zrobić jakieś lekkie rozbieganie wieczorem. Jednak w trakcie dnia dostałem SMSa od żony "W radio podali, że dzisiaj jest u Was I Wiosenna Mila Biegowa". Szybko sprawdziłem o co chodzi i faktycznie w okolicy miały się odbyć zawody na dystansie 1 mili. Ponadto były to zawody w dość luźnej formie - przychodzisz i biegniesz. Grzechem byłoby nie skorzystać :)
Namówiłem jeszcze kolegę i już miałem plan na wieczór. Tyle, że niecałe dwa kilometry to niezbyt długi trening w perspektywie zbliżającego się maratonu. Uznałem więc, że zrobimy małe ( :] ) rozbieganie przed biegiem.
Ruszyliśmy około 16:30. Nie chciałem, aby trasa była zbyt ciężka, dlatego niemal zupełnie odpuściłem las. Biegliśmy głównie asfaltem oraz w końcówce - chodnikami.
Na pierwszych kilometrach nieco powariował mi Gremlin. Mimo, że biegliśmy cały czas równym, dość wolnym, tempem pokazał mi kilka kilometrów po ~4:30/km, a następnie kilometr czy dwa po około 6:30. Nie wiem o co tutaj chodziło. W każdym bądź razie biegliśmy cały czas w tempie nieco powyżej 5 minut na kilometr.
Pierwsza część trasy (no może poza podbiegiem na Chełmską) była rewelacyjna. Niemal non stop łagodnie zbiegaliśmy. Średnie tętno poniżej 140bpm? Dawno tego nie widziałem, a tym razem (przynajmniej na początku) tak właśnie było.
Po 6 kilometrach w końcu wbiegliśmy do lasu. I tutaj spotkała nas miła niespodzianka. Wg mapy była to po prostu leśna ścieżka. W rzeczywistości była to dość szeroka, gruntowa droga - idealna do biegania. Tak jak kiedyś uwielbiałem biegać po asfalcie tak teraz lubię przebywać w lesie. Całe to otoczenie, zapach, dźwięki - no coś pięknego. Na asfalcie tak się nie odprężę.
Na 11. tysiączku wylecieliśmy jednak już na asfalt. I niemal z miejsca musieliśmy zmierzyć się z podbiegiem. I to nie byle jakim podbiegiem. W górę biegliśmy nieprzerwanie przez 2 kilometry. Całe szczęście, że nie był specjalnie stromo. Jednak oddech i tak przyspieszył.
Do Koszalina dotarliśmy po około 14 kilometrach. Ale do miejsca startu mieliśmy jeszcze 5 kolejnych odcinków. Jako, że na miejsce dotarliśmy dość wcześnie - wybraliśmy się do sklepu aby uzupełnić płyny. Butelka izotonika i można było spokojnie czekać na początek imprezy.
Około 18:30 na miejscu pojawiło się około 40-50 osób. Zapadła decyzja, że pobiegniemy nieco inną trasą, która jest lepiej oświetlona. Faktycznie - trail w ciemnościach był słabą opcją. Wspólnie zapoznaliśmy się z przebiegiem nowej trasy. Trzeba przyznać, że była dość ciekawa. Mieliśmy dwukrotnie pokonać pętlę na której było niemal wszystko - podbieg, zbieg, kostka, trwa, podłoże gruntowe oraz... plaża :) Nieco wydłużył się też dystans. Okazało się, że faktycznie pokonamy milę, ale... morską:)
Przed startem wszyscy zrobiliśmy jeszcze rozgrzewkę pod okiem trenera lokalnego BBL. Punktualnie o 19:00 wystartowaliśmy. Nie miałem specjalnie planu na ten bieg. Chciałem pobiec szybko i tyle. Ostatecznie na mecie zameldowałem się po 7 minutach i 27 sekundach co przełożyło się na tempo 4:08/km. Całkiem nieźle jak na bieg po 20-kilometrowej rozgrzewce :) Jakby tego było mało - 3 kilometry które dzieliły nas od miejsca zamieszkania - również pokonaliśmy biegiem :) I pomyśleć, że to wszystko zaczęło się od porannego SMSa - dziękuję Skarbie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz