Na skróty

25 stycznia 2013

Jestem po prostu zwykłym biegaczem...

    W ostatnim czasie jestem nieco zaganiany i nie mówię tutaj tylko o bieganiu. Sesja na uczelni rozpoczęła się już na dobre i dlatego nie zawsze mam czas, aby wrzucić opis swojego treningu. Dlatego wczorajsze bieganie opisuję dopiero teraz. Otóż czwartek oznacza u mnie 15 kilometrów w I zakresie - około 5:00/km. Początkowo rozważałem opcję przebiegnięcia się do Pępowa, jednak szybko musiałem zrezygnować z tego pomysłu. Miałem masę roboty, a taka wycieczka na pewno zajęłaby mi więcej czasu niż normalny trening. Zdecydowałem więc, że pobiegnę na Jasień.
   Wyszedłem z domu i ruszyłem. Po około 300 metrach mijałem jak zawsze przejście dla pieszych i wtedy coś mnie tknęło. Nie wiem co, to był ułamek sekundy, który zadecydował, że przebiegłem na drugą stronę ulicy i dalej w kierunku centrum. A więc w zupełnie innym kierunku niż zamierzałem. Szybka analiza i już znałem nową trasę - biegnę w kierunku dworca głównego, dalej na Politechnikę Gdańską, a stamtąd wrócę po przez Morenę, Siedlce z powrotem na Chełm. Pierwsza część trasy prowadziła, albo z górki, albo po płaskim. Gorzej wyglądał powrót, ale po co miałbym się przejmować tym co będzie na 8., 11. czy 14. kilometrze skoro przede mną póki co minimum 7 przyjemnych tysiączków.
Mój "tartan" już uprzątnięty!
   Zacząłem w tempie 4:56. Kolejne kilometry "łykałem" w 4:47, 4:43, 4:46. Biegło się przyjemnie i stwierdziłem, że nie ma sensu jakoś specjalnie zwalniać. Noga dobrze "podawała", mimo szybszego biegu czułem się komfortowo. Nawet kiedy minąłem już uczelnię i miałem w perspektywie dość sporą "wspinaczkę" nie zwolniłem. Mało tego, na tych trudnych odcinkach uzyskałem tempo 4:39/km, a więc jeszcze przyspieszyłem. Sam nie wierzyłem we wskazania Gremlina, ale skoro do tej pory był w miarę uczciwy to i tym razem nie miałem powodu, aby podejrzewać go o kłamstwo :) Tak naprawdę wyjątkowo ciężki okazał się tylko jeden fragment - podbieg od przystanku Pohulanka na Chełm. Wybrałem bieg po kamiennej drodze dla samochodów, prowadzącej długimi, stromymi serpentynami. Około kilometra po takim podłożu i pod górę nieźle dało mi w kość.
   Ostatecznie przebiegłem 14 kilometrów i 697 metrów w czasie 1 godziny 9 minut i 13 sekund. Ale podczas tego treningu spotkały mnie dwie miłe rzeczy, o których chce wspomnieć. Najpierw na wysokości budynku wydziału elektrotechniki i automatyki starsza, przygarbiona pani zatrzymała się, popatrzyła na mnie i krzyknęła tylko "Brawo! Sport to zdrowie". Zawsze miło jest usłyszeć dobre słowo. Jednak naprawdę "urosłem" po tym co usłyszałem na Siedlcach. Na jednym z przystanków tramwajowych stała grupa dzieciaków wraz z opiekunkami. No oko byli to uczniowie 2-3 klasy szkoły podstawowej. Kiedy ich mijałem jeden z chłopaków stojąc pośrodku kumpli pokazał na mnie palce, po czym z dumą powiedział: "To ja w przyszłości". Dumny byłem niemalże jak paw, bo w końcu ten chłopak mówił o mnie, a ja nie jestem ani strażakiem, ani policjantem, ani lekarzem. Jestem po prostu zwykłym biegaczem...

2 komentarze:

  1. No widzisz,Mały,jesteś guru! :)I to nie tylko dla tego dzieciaka, ale przede wszystkim dla tych co zaglądają tu na bloga i na bieganie.pl Fajnie,konsekwentnie trenujesz i jeszcze chce Ci się o tym wszystkim pisać. Spokojnie możesz być z siebie dumny "zwykły biegaczu":)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie słowa dają kopa jak diabli...

    OdpowiedzUsuń