Na skróty

4 czerwca 2013

Niby w domu, a jakoś tak obco

Dzisiaj wody miałem pod dostatkiem - niekoniecznie w butelce :)
   Po blisko dwóch tygodnia ponownie odwiedziłem gdański Jasień. Kurczę jak ten czas szybko leci. Wydawać by się mogło, że przecież tylko kilka treningów polatałem wokół Pępowa, a tu się okazuje, że ostatni raz przeleciałem swoją piętnastkę (Chełm - Jasień - Chełm) 22. maja. Strasznie szybko leci ten czas. No ale leci to niech sobie leci. Nie ma co lamentować, bo to nie miejsce na to. Przyjdę zatem do dzisiejszego treningu.
   Otóż na wtorkowy poranek zaplanowałem sobie około 15 kilometrów w spokojnym tempie oraz kilka przebieżek. Kiedyś strasznie ich nie lubiłem i unikałem jak ognia, a teraz naprawdę wykonuję je z wielką ochotą.
   Przez najbliższe dwa tygodnie zamierzam nieco skrócić treningi oraz delikatnie je zintensyfikować  (kurczę jakie trudne słowo :)). Powód? Otóż są aż dwa. Po pierwsze kończy mi się semestr na uczelni i muszę poświęcić nieco więcej czasu na sprawy związane ze studiami. No a po drugie za dwa tygodnie planuję wystartować po raz ostatni tej wiosny. Swój okres startowy zakończę najprawdopodobniej biegiem na 10 kilometrów, a więc przyda mi się szybkość i świeżość. Na wytrzymałości skupię się nieco później, jak już zacznę właściwy trening pod maraton.
6zł/kg - sezon truskawkowy uważam za otwarty :)
   Wczoraj napisałem na forum, że nie miałem jeszcze okazji biegać w deszczu, że niezależnie czy biegałem w Pępowie czy w Gdańsku to latałem głównie w słońcu. A nawet jak go brakowało to było sucho. Powiem tak - dzisiaj już bym nie mógł tak napisać. Wyszedłem z domu i to co mnie trochę zaniepokoiło to nie mżawka czy gęsta mgła tylko wiatr. Wszystko zniosę, nie straszny mi deszcz, grad, śnieg czy lejący się z nieba żar - nie lubię tylko wiatru. Wiadomo, trening jest treningiem i nie odpuszczę go z powodu tak błahego powodu. Niemniej poziom endorfin jest odwrotnie proporcjonalny do wiatru.
   Zacząłem nieco wolniejszym tempem niż zakładane średnie tempo na cały trening - 4:50. Jednak szybko wskoczyłem w prawidłowe "widełki". Pogoda nie sprzyjała spacerom, więc nikogo nie powinno dziwić, że mijałem dzisiaj zdecydowanie więcej samochodów niż pieszych czy rowerzystów. Ruch był naprawdę wzmożony. Niech świadczy o tym fakt, że od ulicy Cedrowej do Piotrkowskiej wszystkie samochody praktycznie stały w miejscu. Uwielbiam w takich momentach biec obok chodnikiem i mijać cały sznur aut ze świadomością, że oszczędzam pieniądze, czas, środowisko, a przy okazji dbam o swoje zdrowie.
Hmmm... "kogoś" tu brakuje :)
   Prawdę mówiąc to na dzisiejszym treningu nie zdarzyło się nic co zasługiwałoby na wzmiankę w tym poście. Nie spotkałem nikogo ciekawego, nie wpadłem na żaden "brilliant" pomysł, którym mógłbym się pochwalić. Nawet tempo biegu nie spadało ani nie wzrastało jakoś specjalnie. Ot po prostu leciałem tak jak zaplanowałem, a między kolejnymi kilometrami zastanawiałem się jak spędza poranek Pati. No i przede wszystkim jak sobie poradziła bez "porannej kawy a'la Mały" :)
   W sumie pokonałem 16 kilometrów i 24 metry w czasie 1:13:38. Średnie tempo 4:36/km przy średnim tętnie 132 uderzenia na minutę jak najbardziej mnie cieszą. Po tym lekkim biegu zrobiłem sobie jeszcze 5 przebieżek na dystansie 100 metrów. Co ciekawe robiłem je w testowanych butach treningowych od New Balance i muszę przyznać, że całkiem przyjemnie się latało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz