Na skróty

26 czerwca 2013

Po fali upałów czas na schłodzenie

"Nie ma słońca? Pada?"
   Po jednodniowym odpoczynku nadszedł czas na rozpoczęcie drugiego tygodnia przygotowań do jesiennego maratonu. O ile w ostatnim czasie musiałem stawić czoła nie tylko własnym słabościom, ale również fali upałów, o tyle obecny tydzień przywitał mnie temperaturą poniżej 20 °C oraz deszczem. Tak, to jest to! Uwielbiam raz na jakiś czas pobiegać w deszczu, a szczególnie kiedy jest to lekka, letnia mżawka, która łapie mnie pod koniec treningu. Dokładnie tak jak miało to miejsce wczoraj.

   Wtorek zacząłem jednak od małego faux-pas. Otóż obudziłem się około 4 i uznałem, że bez wyrzutów mogę jeszcze godzinę pospać. No i pospałem, ale zamiast 60 minut wyszło ponad 120. No nic, trzeba będzie zrezygnować z porannego przeglądu informacji ze świata.
Niedługo będzie okazja znowu przypiąć numer startowy.
Choć tym razem pobiegnę jedynie treningowo.
   Szybko przygotowałem kawę, owsiankę i z takim zestawem zasiadłem wygodnie z fotelu. I co? Kolejne faux-pas - okazało się, że mleko mi się zwarzyło. A więc kiedy tylko moje śniadanie wylądowało w toalecie zabrałem się niezwłocznie za przygotowanie wszystkiego od nowa. Tym razem się udało! Niemniej miałem już dosyć spory poślizg w czasie dlatego trening rozpocząłem dopiero około 8:15.
   Na dworze było pochmurno, wiał znienawidzony przeze mnie, aczkolwiek tego dnia wyjątkowo przyjemny, wiatr, a słupek rtęci wskazywał około 17-19 kresek powyżej zera. Obrałem kurs na Jasień i ruszyłem przed siebie. Po ostatnich upałach bieg w takich warunkach był naprawdę bardzo miłą odmianą.
   Na nogi tym razem wciągnąłem Adidasy. Po weekendowym lataniu chciałem dać odpocząć nieco łydkom, gdyż wydaje mi się, że te są zmuszane do nieco większej pracy kiedy obuwam się w eNBeki.
   Kiedy doleciałem do Jasienia pomyślałem, że nie mam wcale ochoty zawracać i kończyć treningu, że fajnie byłoby go chociaż odrobinę wydłużyć. Zdecydowałem, że wrócę przez ulicę Leszczynową. Przy okazji będę miał szansę zmierzenia się z kilkoma zbiegami i podbiegami.
   Jednak na skrzyżowaniu Kartuskiej i Pólnicy uznałem, że mogę wydłużyć trening jeszcze o kilkaset metrów i na wspomnianą Leszczynową wbiec od strony ulicy Cyprysowej. Jak pomyślałem tak zrobiłem. I to był strzał w dziesiątkę, bo dzięki temu wydłużyłem trening w sumie o jakieś 2 kilometry i to właśnie na owych, ostatnich dwóch kilometrach złapał mnie deszcz. I to nie jakiś tam deszcz, ale lekka, letnia mżawka - sama przyjemność!
   W sumie pokonałem 18 kilometrów i 10 metrów w czasie 1:23:19. Pozwoliło mi to uzyskać średnie tempo 4:38/km oraz tętno 136 bpm.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz