Nie mam wielkich planów na rok 2015. Nie stawiam sobie żadnych celów związanych z wynikami. Nie zaplanowałem też sobie żadnych konkretnych startów (poza opłaconym już dawno Paryżem). Nie mam też postanowień noworocznych. Niemniej mam króciutką listę rzeczy do odfajkowania. I mimo, że za nami dopiero 7 dni nowego roku to już udało mi się jedną z nich odfajkować. Otóż biegałem po górach!
I nie mówię tutaj o górkach u siebie na pomorzu, w TPK (chociaż tak stromych jak te, które tam znalazłem tutaj jeszcze nie pokonywałem). Wspólnie z żoną wybraliśmy się w Karkonosze. Dokładnie - udaliśmy się do Szklarskiej Poręby. Jako, że w pierwszej kolejności szukałem zakwaterowania w rozsądnej cenie, byłem bardzo pozytywnie zaskoczony, kiedy okazało się, że będziemy sypiać praktycznie na samym początku Drogi pod Reglami. Trasy, która jest opisywania na łamach www.magazynbieganie.pl w następujących słowach:
Trasa biegowa mistrzów – chyba żadna z tras w Polsce nie zasługuje na to miano bardziej niż Droga pod Reglami. To tutaj za czasów Jana Mulaka i Wunderteamu biegali Zdzisław Krzyszkowiak, Jerzy Chromik, Kazimierz Zimny, a dziś często spotkać można naszych reprezentantów: Marcina Lewandowskiego, Adama Kszczota, Henryka Szosta, Marcina Chabowskiego, Mariusza Giżyńskiego i innych.
Do Szklarskiej Poręby wyjechaliśmy z Warmii we wtorek skoro świt. Na miejscu zameldowaliśmy się po około 9,5h jazdy. Pierwotnie chciałem wybrać się na rozruch jeszcze tego samego dnia. Jednak wygrało zmęczenie. Na szybko na mieście wciągnęliśmy obiad i już po 18 wylądowaliśmy w łóżku. Zbieranie sił na rano wydawało się najrozsądniejszą opcją.
Jeszcze przed wyjazdem ustaliliśmy, że na poranne szuranie będziemy z Pati wychodzić razem. Planowo mieliśmy pokonać wspólnie około 5 kilometrów, a następnie miałem już w pojedynkę dobić jeszcze kilka tysiączków. Piszę planowo, bo życie zweryfikowało plany. Chociaż początek był dość ciężki to szybko złapaliśmy odpowiedni rytm. Trochę truchtaliśmy, trochę maszerowaliśmy i non stop brnęliśmy do przodu. Minęliśmy próg 2,5 kilometrów, ale zamiast zawrócić dalej napieraliśmy przed siebie.
Według wszelkich relacji biegaczy Droga pod Reglami prowadzi ze Szklarskiej Poręby, przez Jagniątków do Przesieki. Tymczasem my z lasu wybiegliśmy w... Michałowicach. Dopiero po powrocie do domu znalazłem w instrukcji obsługi DPR autorstwa Jerzego Skarżyńskiego takie oto zdanie:
Przy Trzech Jaworach należy skręcić w prawo (lekko w dół) – na czarny, a nie na niebieski szlak, który prowadzi na wprost, do Michałowic.
Trochę pobłądziliśmy po miejscowości i chcąc jeszcze wrócić na właściwe tory próbowaliśmy obrać kierunek na Jagniątków. Wbiegliśmy na zielony szlak i zaczęliśmy wspinać się w górę. Jednak nasza ścieżka w niczym nie przypominała szerokiej, nieco ubitej przez samochody DPR. Tutaj mieliśmy śniegu po łydki i co chwilę ślizgaliśmy się na kamieniach. Kiedy po pokonaniu 7 kilometrów wciąż nie mieliśmy pojęcia jak dotrzeć do właściwej ścieżki podjęliśmy decyzję, że trzeba wracać. Najprostszą i jedyną znaną nam drogą, a więc tą którą tu dotarliśmy.
Wracając do mieszkania zatrzymaliśmy się przy jednej z tablic informacyjnych i dość szybko udało nam się znaleźć miejsce, gdzie zboczyliśmy z Drogi pod Reglami. Ale może to i dobrze - przynajmniej mamy cel na następny trening :)
Po powrocie do domu czekała nas solidna, a nawet bardzo solidna, porcja rozciągania i... spacer do sklepu po coś na obiad. A nie był to bynajmniej koniec aktywności tego dnia. Po obiedzie wybrałem się w pojedynkę na krótki, 6-kilometrowy, rozruch i po powrocie, już z żoną, popracowaliśmy nieco nad muskulaturą pod okiem bardzo popularnej ostatnio Pani :)
Teraz pisząc tego posta mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że to był dobry dzień! To był cholernie dobry dzień! Zarówno pod względem biegowym jak i każdym innym! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz