Wciąż trzymam się twardo założeń odnośnie miejsca trenowania - maksymalnie ograniczony płaski asfalt i mnóstwo pagórkowatych terenów leśnych. Jednak zdrowy rozsądek podpowiedział, że raczej nie uda się pokonywać na każdym treningu Parszywej Dwunastki. Aktualnie plan więc zakłada mierzenie się z nią 2-3 razy w tygodniu. A na pozostałe dni wyznaczyłem dzisiaj nieco krótszą trasę (około 7 kilometrów po lesie + 2 x 2 kilometry roztruchtania/schłodzenia).
Na trening dzisiaj umówiłem się z Małą i Kamilem. Wiadomo - im więcej osób tym raźniej. Start - standardowo spod kościoła. Tym razem jednak odpuściliśmy sobie ten długi męczący. Prawdę mówiąc to niespecjalnie przyglądałem się profilowi trasy, ale wydawało mi się, że początek nie będzie tak zły jak był dzień wcześniej. Cóż... myliłem się. Jeszcze pierwszy kilometr nie był taki zły. Za to drugi rozpoczął się tak, że musieliśmy zrobić krótką przerwę na złapanie oddechu. Podbieg był dość krótki, ale naprawdę męczący.
Później lecieliśmy dobrze znaną nam trasą w kierunku Kleszej Drogi, by po dotarciu na nią zaraz odbić z powrotem w stronę morza. No i właśnie - o ile na mapie wydawało się to banalnie proste, o tyle w rzeczywistości już takie banalne nie było. Tak naprawdę nie znaleźliśmy drogi, która widniała na mapie i trochę... improwizowaliśmy. Na szczęście nie było to takie trudne i niespecjalnie przejmowaliśmy się czasem.
Dopiero po chwili dotarliśmy na jakąś ścieżkę i trzymaliśmy się jej już niemal do końca. Żeby nie było tak nudno to zrobiliśmy sobie jeszcze kilka razy małe wyścigi - raz pod górę, raz góry, innym razem po płaskim. Nie zabrakło też mini sesji zdjęciowej - jak zabawa to zabawa :)
Nim się obejrzeliśmy ponownie byliśmy na skraju lasu. Szybka zmiana butów i do domu, Dzisiaj jedynie 40 minut pokręciliśmy się po lesie. Ale było żwawiej niż wczoraj. Momentami nawet bardzo żwawo - udało mi się podkręcić tętno do 186 bpm, a więc niemal do największych odnotowanych wartości. Ale było fajnie. Podobało mi się i kończąc trening (a dokładnie jego biegową część, bo w domu czekała mnie jeszcze godzina rozciągania) miałem ochotę na więcej. O to właśnie chodzi,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz