Po krótkim wypadzie w góry wróciliśmy już do Gdańska. Ścieżki w Karkonoskim Parku Narodowym zamieniłem na te w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym. Jednak nie znaczy to, że teraz zacznie się bieganie po płaskim. Co to to nie! Prawdę mówiąc to właśnie w TPK mam na trasie bardziej męczące podbiegi i zbiegi niż na Drodze pod Reglami. Tam mogłem bez problemu robić bieg ciągły. Na Parszywej Dwunastce mam z tym problemy - ba, mimo dwóch prób ani razu mi się to jeszcze nie udało. A właśnie tą drugą próbą rozpocząłem treningi po powrocie do Gdańska.
Już w niedzielę wieczorem umówiłem się na trening z Małą. Umówiliśmy się na Zaspie i stamtąd pomknęliśmy na skraj lasu. Chwila przerwy na zmianę butów i zaczynamy. Zaplanowałem sobie, że tym razem pokonamy PD w całości, tak jak ją wytyczyłem na mapie.
Początek standardowo mocno ostudził zapały. Osiemset metrów w poziomie i 100 metrów w pionie - chyba nigdy nie będę o tym pisał w kontekście lekkiego truchtu. Jednak całość pokonaliśmy bez maszerowania, a to oznaczało, że jest lepiej niż przed tygodniem.
Wiele nie pocieszyliśmy się płaskim terenem, bo po końcówka drugiego tysiączka to znowu mocny podbieg. Po takich dwóch górkach już nic nie było nam straszne przez następne kilka kilometrów. Praktycznie bez problemu udawało nam się truchtać. Nie były potrzebne przystanki na złapanie oddechu, nie przechodziliśmy w marsz - było ok. Przez większą część dystansu to Mała biegła przodem. Zauważyliśmy wspólnie, że to jedyna opcja, abyśmy biegli blisko siebie i w miarę żwawo. Jak tylko ją wyprzedzałem zaraz jej nogom odechciewało się biec. Tak więc starałem się robić to tylko wtedy, kiedy... nie miałem siły i chciałem zwolnić.
Do 6. kilometra poruszaliśmy się niebieskim szlakiem. Dopiero na Oliwie z niego zboczyliśmy, aby po przebiegnięciu kilometra wskoczyć na szlak zielony. Kiedyś wydawało mi się, że bardziej wymagający jest ten pierwszy. Jednak po ostatnim biegu Parszywą Dwunastkę wiedziałem, że tak nie jest. Na zielonym szlaku co chwilę musieliśmy wspinać się w górę by po chwili schodzić z niemal pionowych wzniesień. W kilku miejscach, nawet mimo szczerych chęci nie udało nam się biec i trzeba było po prostu iść, przytrzymując się przy tym drzew... bądź ściółki :)
W okolicach Abrahama Mała miała ochotę skończyć trening jednak jakimś cudem wykrzesała z siebie resztki sił i ruszyła dalej. Plan zakładał powrót do miejsca startu - na Strzyża. Końcówka, mimo że byliśmy już mocno zmęczeni była najprzyjemniejsza z całej trasy - ostatnie 1,5 kilometra wiodło niemal w całości z górki. I to takiej, z której można było zbiec :)
Ostatecznie okazało się, że jest kolejny powód, aby nasza 12-kilometrowa trasa otrzymała przydomek parszywa. Otóż jej długość to nie 12,000, a 12,400 km. Jedno jednak jest pewne - jest to trasa, która dostarczy nam mnóstwo wrażeń. Jestem również pewien, że dzięki niej będziemy przygotowani na wszelkie, biegowe wyzwania w tym roku :)
Fajna trasa :) Często biegam niebieskim szlakiem, rzadziej zielonym, więc kiedyś będzie trzeba wybrać się na Waszą "Parszywą Dwunastkę" i zbadać teren. Tzn. zielonym biegłem kilka razy, ale zawsze jakoś wychodziło tak, że biegłem do Oliwy, a nie z Oliwy. Zawsze moje zapały studził jeden, potężny podbieg. Chociaż z drugiej strony jest na tyle stromy, że nie wiem, czy wolę z niego zbiegać, czy na niego wbiegać :)
OdpowiedzUsuń