Na skróty

11 grudnia 2012

Zimową porą

   Ostatnio pisałem o bieganiu po białym puchu, padającym śniegu i mroźnej aurze. Jednak dopiero dzisiaj pogoda zafundowała mi zimowy trening. Taki z brodzeniem w śniegu, z zamiecią i mrozem. Choć od razu przyznaje, że temperatury nie mogłem sobie wymarzyć lepszej. Termometr wskazywał -4 stopnie, a więc za mało, żeby padający śnieg się roztapiał i za dużo, żeby przeszkadzać w bieganiu. Jednym słowem było idealnie jeśli weźmiemy pod uwagę porę roku.
   Ostatnią noc spędziłem u Pati więc miałem w perspektywie trening poza miastem - rewelacja. Wstałem nieco wcześniej niż zwykle - czułem się wyspany i nie widziałem potrzeby dalszego wegetowania w łóżku. Spod kołdry wymknąłem się chwilę przed 5, najciszej jak potrafiłem,  i już 15 minut później miałem na stole, w kuchni, przygotowaną owsiankę, kawę i odcinek serialu. Czegoś jednak mi brakowało, chwila zastanowienia - nie mam mojej książki, którą aktualnie czytam (S. Jurek - Jedz i Biegaj). Wróciłem do pokoju i niestety całe moje starania, żeby nie obudzić Pati poszły w zapomnienie. Kiedy zapytałem czy widziała gdzieś moją lekturę, stwierdziła, żebym sprawdził na dole, bo chyba wczoraj zostawiłem ją razem z plecakiem. Facepalm - mój plecak, a w nim książka, stał sobie w kuchni na krześle obok, wystarczyło się wykazać minimum bystrości. No, ale ważne, że zguba się znalazła. Zanim wyruszyłem pobiegać odbyłem jeszcze eskapadę do sklepu po świeże pieczywo i dzięki temu wiedziałem, że sypie śnieg - nieprzerwanie od wczorajszego wieczora... W związku z tym nie było innej opcji - dzisiaj zakładam dodatkowo kurtkę. W końcu po to ją kupiłem. Przed wyjściem zapowiedziałem Pati, że zamierzam pobiec do Rębiechowa, dalej do Banina, Miszewa i wrócić przez Żukowo.
   Sam trening rozpocząłem około 7. Jak widać na pierwszym zdjęciu, panowały jeszcze niemalże egipskie ciemności. Jednak prawdę mówiąc lubię biegać jeszcze przed wschodem słońca, a najlepiej jeśli uda mi się skończyć zanim wstanie Pati :) Już na początku podjąłem decyzję, że skoro to ma być pierwszy trening przy padającym śniegu i po nieodśnieżonej trasie to nie ma sensu patrzeć na tempo. Bieg ma być komfortowy, a że taki był może świadczyć fakt, że po 7.- 8. kilometrze zacząłem sobie nucić pod nosem i nie przestałem tego robić aż do samego końca. Pierwszye tysiączek pokonałem, jak się okazało w domu, w czasie 4:58, jednak co najważniejsze to właśnie na tym pierwszym kilometrze zdecydowałem, że nie ma sensu biec wzdłuż drogi, na której panuje wzmożony ruch i narażać się na niebezpieczeństwo. Postanowiłem, że wydłużę nieznacznie moją dawną siódemkę i przebiegnę ją dwukrotnie. Niby bardziej monotonnie, ale nie do końca. Przecież jedną pętlę pokonywałem po ciemku, a przy drugiej było już względnie widno. Drugi kilometr pobiegłem tempem 4:52/km, by na trzecim uzyskać 4:56, a na kolejnych 5:09, 5:01, 5:03, 4:58. Moja trasa wyglądała tak, że biegłem nieco ponad 1 km, następnie miałem około 6-kilometrową pętlę, którą pokonywałem dwukrotnie i na zakończenie drugiego okrążenia miałem ponownie tysiączek z hakiem do domu. W miarę łatwo można było więc porównać czasy z obu pętli. Pierwszy kilometr, drugiego kółka, okazał się wolniejszy o 7 sekund, a kolejne odpowiednio o 6, 1, 4, 5, 6. Kilometry nie pokrywały się w 100% dlatego w tym momencie miałem przed sobą jeszcze blisko 2 000 metrów, a ostatecznie nawet nieco więcej. Wydłużyłem bowiem trasę chcąc zaliczyć minimum 15 kilometrów. Czasy, jakie uzyskałem na ostatnich 2 tysiączkach, to 5:06 i 5:00. Ostatecznie pokonałem 15,04km w czasie 1:15:50, a więc średnie tempo, podczas dzisiejszego treningu, to 5:03/km. Przy takiej aurze wynik ten mnie w pełni satysfakcjonuje. Udało mi się przebiec założony dystans bez groźnych kontuzji i skończyć trening z uśmiechem na ustach. Czyż nie o to właśnie chodzi w bieganiu?
   Jak widać po moich czasach, drugą połowę pobiegłem znacznie wolniej i mimo, że nie czas był dzisiaj najważniejszy, trzeba się zastanowić dlaczego tak się stało. Pierwsze i najważniejsze - wydaje mi się, że zacząłem zbyt szybko, tj. nie dostosowałem prędkości do warunków pogodowych i po prostu nie chcąc się zbytnio przeforsować zwolniłem po połowie. Po drugie wraz z upływem czasu wzrastało natężenie ruchu na drodze i niestety musiałem kilka razy uskoczyć na pobocze, bądź wymijać pieszych na chodnikach. Po trzecie za bardzo się rozluźniłem - kiedy zaczynam sobie nucić, myślami uciekam hen daleko od treningu to często tak się dzieje, że spada mi tempo biegu. Tak mogło być i tym razem. To, wg mnie, takie trzy główne przyczyny tego, że spadła mi prędkość. Ale tak jak napisałem wcześniej - podczas takich treningów jak dzisiaj nie ona jest najważniejsza. To co się naprawdę liczy to czerpanie radości z biegu i pokonywanie coraz większej ilości kilometrów. Tak ja to widzę.

8 komentarzy:

  1. Piękna zima u Twej Pati :D a wciąż sypie...
    gorąco zapraszam na kolejne treningi za miastem ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pytanie techniczne, mam brooksy caskadia i ostatnio jak wyszłam na asfalt lekko poprószony śniegiem (temp. ujemna) to miałam wrażanie lekkiego poślizgu i się wystraszyłam...Nie masz takich problemów, a może jakaś specjalna podeszwa? no i czy Ci buty nie przemakają po brodzeniu w śniegu-z tego co pamiętam nie masz goretexu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? Mam dokładnie to samo, nawet dzisiaj zastanawiałem się nad tym lekkim poślizgiem przy każdym kroku. Wyciągnąłem następujące wnioski (nie wiem tylko czy słuszne): to niesie ze sobą same korzyści, bo musimy biegać wolniej, a więc nie ma obawy, że się skatujemy i doprowadzimy do wycieńczenia organizm, staramy się uważniej rozglądać dzięki czemu zmniejszamy ryzyko kontuzji no i przy takich poślizgach stopa jest bardziej zaangażowana dzięki czemu pracuje większa ilość mięśni. Czyli same korzyści.
      Ale przyznam też szczerze, że przeszła mi przez głowę myśl, żeby spróbować pobiegać w butach trailowych - jakieś Salomony może?

      Usuń
    2. Kurcze, te brooksy kupowałam w biegosferze jako trialowe właśnie i mnie to trochę podłamało jak mam być szczera. Na błotku sprawdzały się dobrze, ale na prószku już nie:(

      Usuń
    3. Zawsze można spróbować wkręcić w nie wkręty. Jednak tak jak napisałem - nie przejmowałbym się tym tylko latał nieco wolniej. W ubiegłym roku tak właśnie zrobiłem i na wiosnę cieszyłem się ekstra wynikami, jak na tamten czas.

      Usuń
  3. kazde buty beda uciekac zwlaszcza na lodosniegowych powierzchniach jakie teraz sa... brooksy to super buty ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. najwazniejsze zeby stopy byly suche ;)

    OdpowiedzUsuń