Na skróty

21 maja 2013

Gdańska Szesnastka

Nieraz padamy z wycieńczenia...
   Otwieram oczy, za oknem widno. Wyciągam rękę po telefon, żeby sprawdzić godzinę - 4:50. Mógłbym jeszcze pospać parę minut - nie, nie dlatego, że jestem senny, ale wiem, że jak będę podnosił się ciągle o kilka minut wcześniej niż zakładałem to niedługo może się okazać, że znowu będę wstawał przed 4.
   Ostatecznie jednak podniosłem się bez podejmowania walki z samym sobą o dodatkowy sen. Garnek, mleko, owsianka, gaz - teraz mogę iść spokojnie się ogarniać. Po poniedziałkowej przerwie miałem ogromną ochotę na dzisiejszy trening. Jednak widząc niebo pokryte w 100% chmurami oraz padający deszcz jakoś tak mój zapał nieco zmalał. Choć muszę przyznać, że perspektywa biegania w deszczu zawsze mocno mnie kusiła.
   Chwilę przed 8 wygramoliłem się w końcu z domu. Muszę przyznać, na dworze było... rześko :) Zastanawiałem się czy nie wrzucić na siebie czegoś z długim rękawem. Jednak ostatecznie odrzuciłem ten pomysł. I bardzo dobrze!
   Pierwszy kilometr nie należał do najprzyjemniejszych. Biegłem wolno, męczyłem się. W ogóle czułem się jakbym wstał z kanapy po kilku latach i wyruszył na swój pierwszy trening. 
   Również kolejnych dwóch tysiączków, choć były nieco szybsze (oba poleciałem w 4:45), nie zaliczyłbym do tych z rodzaj "och jakie to bieganie jest cudowne". Bliżej im było do "Sawicz spóźniłeś się 5 minut - za karę 5 kółek biegiem wokół stadionu".
... ale najważniejsze to się podnieść i lecieć dalej!
   Dalej było już zdecydowanie lepiej. Wskoczyłem na właściwe tory. Złapałem nie tylko świeżość, lekkość, ale również odpowiednie tempo. Mówiąc odpowiednie mam na myśli tempo nie wolniejsze niż 4:40/km.
   Poleciałem dzisiaj na Jasień. Miałem po drodze kilka wzniesień i podbiegając pod każde z nich tylko się uśmiechałem pod nosem i przyspieszałem. Bo czymże były owe wzniesienia w porównaniu z tymi szymbarskimi podbiegami. Oj coś czuję, że jeszcze długo będę pamiętał te niedzielne góry i doliny.
   Pokonałem dzisiaj w sumie 16 kilometrów i 6 metrów. Zajęło mi to 1 godzinę 13 minut oraz 12 sekund, a więc poleciałem każdy kilometr średnio w 4 minuty i 34 sekundy. I uważam, że jest to bardzo dobre tempo jak na I zakres. Serducho waliło średnio z częstotliwością 137 bpm.
   W weekend rozważam wzięcie udziału w II Kaszubskiej Piętnastce, a więc dzisiaj w ramach przygotowań zrobiłem sobie Gdańską Szesnastkę. Zawody są w sobotę, a więc jest szansa, że w końcu zaliczę jakiś dłuższy niedzielny trening. Jakby ktoś z czytających miał ochotę na lekkie niedzielne wybieganie to pisać śmiało - w grupie raźniej.

8 komentarzy:

  1. A co rozumiesz przez lekkie wybieganie? teoretyczne tempo i kilometraż?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W niedzielę jeżeli robię wybieganie to jest to z reguły coś pomiędzy 20, a 30 kilometrów. Ale bywało już też tak, że ktoś do mnie dołączał w trakcie, ale ja do kogoś dobiegałem. Tempo to sprawa drugorzędna. Jak biegam sam to latam około 4:30-5:00/km. A jak latam na przykład z Małą to po 5:30 a czasami bliżej 6:00 :)

      W niedzielę tak w ogóle są też fajne zawody w Gdańsku - http://dzielnicebiegaja.pl/wrzeszcz-dolny/a7

      Usuń
  2. Gratulacje ostatnich wynikow! Pytanie: zawsze biegasz rano? Podziwiam.. Pozdrawiam, K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Tak - zawsze rano. Wolę wstać o 3 nad ranem na bieganie niż iść biegać po południu.

      Pozdrawiam

      Usuń
  3. chętnie przyłączyłbym się w niedzielę, ale przyznam że zaciekawiłeś mnie tymi zawodami. Może możnaby to było jakoś połączyć...

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapisałem się na ten bieg,dzięki za info

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na piątkę w GDA czy na piętnastkę w Luzinie?

      Usuń