Na skróty

23 czerwca 2013

Termometr wskazywał 25°C, więc Gremlin wskazał 25 kilometrów

Podczas biegu straciłem blisko 3kg wody
   Swego czasu podczas sobotniego biegania doszedłem do kilometrażu około 30 kilometrów. Było to zimą, w czasie kiedy latałem na ParkRun. No i właśnie wczoraj przemknęła mi taka myśl, żeby znowu, po długiej przerwie, polecieć "piątkę" w Parku Reagana. Niestety miałem zbyt napięty harmonogram i chcąc wziąć udział w ParkRun'ie musiałbym iść do kina bez prysznica... Nie było takiej opcji.
   Jednak, aby zaliczyć nieco więcej kilometrów niż podczas normalnych treningów w tygodniu zdecydowałem polecić poza granice miasta. I tak oto o godzinie 7:40 wyruszyłem w stronę Oruni, a dalej obrałem kierunek Kowale. Od samego początku to nie był przyjemny trening. Nie będę tutaj nikogo czarował i opowiadał bajek jak to biegłem, cieszyłem się biegiem, uśmiechałem się i machałem wszystkim. Nie! Było gorąco, słońce paliło, a ja byłem niewyspany, zmęczony, obolały. Miałem wszystkiego dosyć, a już na pewno nie chciało mi się biec. Na samą myśl ile to jeszcze kilometrów przede mną podnosiło mi się ciśnienie.
   Niemniej nie zamierzałem odpuszczać. Przez myśl mi to nawet nie przeszło... do 10. kilometra. Wtedy to, kiedy Gremlin wskazywał dokładnie 9,88km, naszła mnie nieodparta ochota, aby się zatrzymać. Po prostu stanąć, siąść na krawężniku, złapać oddech i pójść spacerem w stronę miasta, złapać jakiś autobus i wrócić do domu. Chyba nigdy, powtarzam NIGDY, chęć przerwania treningu nie była tak duża. 
   Jednak w tym momencie przebiegałem przez Otomin. Podziwiałem okolicę, naprawdę piękną okolicę i zapomniałem o przerwaniu treningu. Chwilę później leciałem już trasą, którą nigdy do tej pory nie biegłem. Ciekawość - ona naprawdę potrafi wykrzesać z nas siły.
Giewont został zdobyty!
   Kiedy doleciałem do Kiełpina wiedziałem już dokładnie gdzie jestem, ile jeszcze mam do pokonania. Znałem każdy zakręt na trasie, każde wzniesienie. W końcu zacząłem przybliżać się do domu! Już nie myślałem o tym, aby wsiąść w autobus. Leciałem przed siebie! Tak byłem szczęśliwy na samą myśl, że już coraz bliżej końca, że nieświadomie przyspieszyłem. O ile w piewszą część trasy pokonywałem tempem około 4:40/km, to teraz posuwałem się przed siebie z prędkością ponad 13km/h (<4:30/km).
   Ostatecznie pokonałem 25 kilometrów i 164 metry, a zajęło mi to dokładnie 1:55:00. Moje średnie tempo wyniosło 4:34/km. Odbiło się to jednak wyraźnie na tętnie, które tego dnia uzyskało średnią wartość 152 bpm. Dużo, za dużo.
   Aczkolwiek późniejsze kino i lody z przyszłą żoną w pełni wynagrodziły mi wysiłek włożony w trening. Nie wiem jak taki bieg wpływa na mięśnie. Wiem za to, że świetnie hartuje ducha, a jak wiadomo mocna głowa to podstawa w biegach długodystansowych :)



4 komentarze:

  1. elo Michał, z Markiem ostatnio w środę także badaliśmy ścieżki z Otominie, w końcu mamy to poda nosem :) a dziś zrobilismy krok w stronę triathlonu - najpierw rowerek okolicy i pózniej bieg, i mogę szczerze polecić to połączenie, w szczególności moment zejścia z roweru i przełaczenie na bieg gdy wchodzisz w dyscyplinę którą znasz i raczej Cię juz nie zaskoczy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Michale, śledzę pana blog od jakiegoś czasu i świetnie się go czyta. Podziwiam pana za wytrwałość w treningach i pokonywane dystanse ale na zdjęciu w tym poście i na kilku innych niestety wygląda pan przeraźliwie chudo i promowany przez pana sport może nie kojarzyć się ze zdrowiem. Może odrobinę masy mięśniowej by się przydało ;) ? Co pan o tym sądzi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no nie przesadzajmy z tym "przeraźliwie chudo" :) Stojąc na starcie na większości biegów raczej w ogóle nie wyróżniam się na tle innych jeżeli chodzi o bycie chudym :) Niemniej uważam, że nie można zapominać o mięśniach dlatego pracuję nad nimi po każdym treningu biegowym :) Dla mnie trening to bieganie + rozciąganie + ćwiczenia siłowe :)

      Pozdrawiam

      Usuń
    2. W takim razie jestem o pana spokojny! Również pozdrawiam

      Usuń