Na skróty

10 września 2013

"Padłeś? Powstań! - Nigdy się nie poddam"

   Tak jak pisałem - ostatni start w Pile okazał się totalną klapą. Miał być wynik, miał być rekord, miało być super. Ale super nie było. Jednak zauważam też co najmniej 2 pozytywy. Po pierwsze start ten dostarczył mi informacje na temat tego w jakiej obecnie jestem formie i co muszę poprawić. A po drugie, i najważniejsze, Piła to już przeszłość! Dziewiętnaście dni zostało do berlińskiego biegu i teraz nie ma czasu na rozczulanie, użalanie i stękanie.
   Już dzień po zawodach skontaktowałem się z dwoma doświadczonymi biegaczami-trenerami, którzy po zapoznaniu się z moimi dotychczasowymi treningami udzielili mi kilku wskazówek co dalej robić. A więc mając podane wszystko niemalże jak na tacy , mogłem we wtorek rano ponownie wybiec na biegowe ścieżki Pomorza.

   Tym razem jednak na trening wyciągnąłem Pati. Moja Narzeczona towarzyszyła mi na rowerze jak podczas najlepszych, niedzielnych wycieczek biegowych na obczyźnie. Doceniam to tym bardziej, gdyż jazda rowerem po polskich drogach (krajowych, wojewódzkich, powiatowych, gminnych) to jednak nie to samo co pedałowanie niemieckimi ścieżkami. Tutaj każdy pojazd to ryzyko, w najlepszym wypadku, wylądowania w rowie. Na szczęście tym razem obyło się bez takich "atrakcji".
Czas odzyskać radość...
   Z Pępowa wyruszyliśmy około 8 i skierowaliśmy się w stronę Rębiechowa. Pierwsze kroki to była istna katorga. Prawdę mówiąc miałem wielką ochotę zrezygnować z dzisiejszego treningu. Po pierwsze zauważyłem, że spędzając dużo czasu w fotelu przed monitorem mam problemy z bólem w okolicach mięśnia pośladkowego. Dodatkowo, podczas ostatnich zawodów, musiałem naciągnąć mięsień uda, a chcąc go nieco odciążyć -nadwyrężyłem kolano. 
   Naprawdę, podczas pierwszych kilku minut treningu, musiałem wyglądać jak prawdziwa łamaga. To nie był bieg, w zasadzie to nie był nawet trucht. Najbliższe prawdy będzie określenie mojej aktywności jako "kuśtykanie" :)
... przypomnieć sobie najlepsze momenty!
   Niemniej udało się pokonać pierwszy kilometr w 5 minut i 14 sekund. A więc... wszystko szło zgodnie z planem! Mimochodem przyspieszyłem nieco na kolejnym odcinku (4:53/km), za co natychmiast się skarciłem i zwolniłem do 5:07, a dalej do 5:11/km.
   Z nogą było już nieco lepiej, ale tak naprawdę dopiero po 10 kilometrze przestała mi ewidentnie dokuczać. Dopiero wtedy mogłem skupić się tylko i wyłącznie na... chyba na treningu. W końcu wyszedłem na trening, a że kończąc go czułem się podobnie "zmęczony" jak po wynoszeniu śmieci, to już inna sprawa.
   Jednak jak mogło być inaczej skoro pokonałem zaledwie 11 kilometrów i 506 metrów, a potrzebowałem na to aż 58 minut i 6 sekund. Podczas gdy jeszcze przed kilkoma/kilkonastoma dniami latałem spokojne biegi o 38 sekund szybciej na każdym kilometrze przy dystansach blisko dwukrotnie większych. Jednak takie latanie doprowadziło mnie donikąd. Czas więc zmienić taktykę! Może nie wszystko jeszcze stracone. W końcu ja "Nigdy się nie poddam"!

4 komentarze:

  1. No właśnie organizm potrafi się zbuntować i pokazać, kto rządzi...Lekarze pewnie bez badania widząc biegacza mogą się domyślić co jest przyczyną kontuzji. Ja biegam dużo mniej, wolniej i dużo gorzej stylowo niż ty i chciałam poprawić się we wszystkim. Przyjęłam plan treningowy i już po 1,5 tyg. organizm pokazał mi "środkowy palec"-stopa, potem pachwina i kolano. U lekarza od razu usłyszałam serię pytań: interwały się biegało? ile tygodniowo? ile razy w tygodniu?
    no i kazał zwolnić tempo plus oczywiście mam rehabiliację - uczę się jak mają działać mięśnie itd...Podobnie jednak jak ty, w niedzielę znów poczułam się "mocniej" i chciałam szybko finiszować. Kolano mnie zakuło i boli do teraz...no i nie wiem czy z Westerplatte pobiegnę, bo o biciu rekordów muszę zapomnieć na pewno. Nie jestem tak ambitna sportowo jak ty, ale już bym się nie nastawiała na życiówkę w Berlinie, bo może skończyć się kontuzją...Jak będzie "dobry dzień" to wyjdzie i będzie super, jak nie to przebiegniesz trasę i "odhaczysz imprezę" z satysfakcją, że kolejny maraton za Tobą:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko pięknie, super, generalnie trudno się nie zgodzić z tymi słowami z tym, że... ja nie mam żadnej kontuzji. To, że po zawodach delikatnie czuję naciągnięty mięsień to żadna kontuzja :) A te moje obecne problemy wynikają z czegoś innego. Gdyby to była po prostu kontuzja to by było super. Wiedziałbym w czym dokładnie tkwi problem, wyleczył kontuzję i leciał dalej :)

      A co do Berlina - koło tego biegu tak przejść "byle odhaczyć" no po prostu się nie da. Chcę stanąć na starcie i wycisnąć z siebie ile się tylko da. Kontuzja? Ryzyko kontuzji zawsze było wliczone w sport :)

      Ale powtarzam - na chwilę obecną nie jestem kontuzjowany. Nie mam po prostu mocy - może to zmęczenie, może zły trening, może po prostu brak formy, może coś jeszcze innego :)

      Usuń
  2. Jaki założyłeś plan treningowy do Berlina?
    Około 12 km w godzinę? Czy będą jakieś urozmaicenia?
    Ja biegam pół roku zaczynałem od 20 minut (tempo 5 min/km)
    Niedługo będzie 45 minut. I o dziwo, mimo takiego tempa na treningach to na zawodach w miarę potrafię przycisnąć. ;)
    Oczywiście, trzeba zbudować bazę, a jestem zaskoczony, bo duużo biegałeś w dobrym tempie, te niedzielne wybiegania...
    Ale nie ma co się załamywać, bo moim zdaniem poleciałeś za szybko początek (sam mówiłeś - pierwsza połowa z głową druga z sercem) i pogoda. W Berlinie będzie życiówka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz to już nie tyle plan treningowy co plan ratunkowy :) Żeby uratować ile się da formy :)
      Bazuje on na spokojnym i niezbyt długim bieganiu. Aczkolwiek nie zabraknie również akcentów. To nie jest tak, że teraz już będę tylko klepał dyszki w tempie 5:00/km i nic więcej :)
      Co do budowania bazy to w moim przypadku raczej nie to jest problemem - od czerwca nalatałem już ponad 1,5 tysiąca kilometrów, a całkiem solidnie przepracowałem też zimę. Pytanie czy gdzieś nie przedobrzyłem :)

      Pewnie, że nie ma co się załamywać. Do Berlina pojadę i dam z siebie tyle ile będę mógł dać w tym dniu :) To tak naprawdę główny start tej wiosny i nawet jak nie będzie mocy na rekordowe bieganie to nie odpuszczę i nie będę się oszczędzał :)

      Usuń