Ostatnie dwa dni były niezwykle udane, szczególnie patrząc na nie z biegowej perspektywy. Ciągle biegam, tak jak założyłem, nie więcej niż 10 kilometrów. To co się zmieniło to przede wszystkim - pozbyłem się uciążliwego bólu w pachwinie. I to w jak banalny sposób. Otóż sprzątając znalazłem tubkę po maści, którą używałem podczas rehabilitacji. Już miałem ją wyrzucić, ale okazało się, że coś jeszcze zostało. Była to maść przeciwzapalna i przeciwbólowa - pomyślałem więc, że mogą ją wetrzeć w tą pachwinę. Jeszcze tego samego dnia sytuacja się nieco poprawiła. Po powtórzeniu zabiegu dnia kolejnego praktycznie nic nie czułem. I w takim właśnie stanie wyszedłem na trening.
Fantastyczny humor miałem już od początku. Zresztą kto by nie miał. Nic nie bolało, słońce przyjemnie grzało, wiał lekki wiatr a ja mknąłem wzdłuż morza.
Tym razem postanowiłem, że choćby nie wiem co - nie przerwę biegu. Miało to być od początku do końca bieg ciągły - włączam Gremlina pod domem i w tym samym miejscu do zatrzymuję. I choć w pewnym momencie wydawało mi się, że będę musiał stanąć za potrzebą, to jednak udało mi się dolecieć do domu z suchymi spodniami :)
Dyszka minęła naprawdę w mgnieniu oka. Później jeszcze chwila rozciągania, owsianka, prysznic i byłem gotowy na resztę dnia.
Napisałbym, że tak samo wyglądał trening czwartkowy. Jednak pewien "szczegół" nie pozwala mi go w ten sposób podsumować. Otóż pierwszy raz podczas treningu towarzyszyła mi żona! Wiele razy biegałem z Patrycją, ale od czasu ślubu był to nasz pierwszy trening biegowo - rowerowy.
Było naprawdę super! Niemal tak jak podczas naszych, zagranicznych, niedzielnych wycieczek biegowych. Tyle, że wtedy pokonywaliśmy po 30-40-50 kilometrów, a Pati jechała na "kozie". Dzisiaj musiała nam wystarczyć dyszka i mój Giant. Mimo to był to najlepszy trening od dawien dawna! Naprawdę wszystkim polecam takie wspólne treningi. Dają ogromnego kopa pozytywnej energii!
Fajne z Was małżeństwo biegowe :) Mam kilku kumpli, którzy muszą rozsądnie dzielić czas między treningami, a życiem domowym, a Ty masz się fajnie, bo po prostu bierzesz żonę ze sobą :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPS. Czy możesz zdradzić jakiej maści użyłeś? Nigdy nie wiadomo, kiedy taka wiedza się człowiekowi przyda...
Michale co to za maść ktora Ci pomogla?
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowo :) A co do maści to był to dość popularny Voltaren Max. Mam jednak nadzieję, że nie przyda Ci się ta wiedza :)
OdpowiedzUsuńDzięki za info! Voltaren faktycznie jest dobry, kiedyś już go miałem okazję próbować. Na wszelki wypadek dobrze jest mieć zawsze taką maść pod ręką :)
Usuń