Na skróty

11 czerwca 2014

Spokojny powrót po ultra wyskoku

   Póki co swój udział w ultramaratonie traktuję jako jednorazowy wyskok. Była to niesamowita przygoda, ale pora wrócić na ziemię. Ze Szczecina zamiast pamiątkowego zdjęcia z mety przywiozłem kontuzję. I właśnie z jej powodu oraz przez obolałe mięśnie nie myślę jeszcze o powrocie do treningów pełną parą. Jednak nie odpuszczam całkowicie biegania. Problemy z nogą nie wydają się bardzo poważne. A wiem, że w moim przypadku całkowite zawieszenie treningów nigdy dobrze się nie kończy ;)
   Niedzielę miałem wolną. Zresztą o bieganiu nie było w ogóle mowy. Po pierwsze miałem problemy z chodzeniem. Ostatnio dowiedziałem się, że leniwiec porusza się w tempie 2 metry na minutę. No i podobnie to wyglądało u mnie. Po drugie cholernie chciało mi się spać. Każdą wolną godzinę wykorzystywałem na spanie. Chyba trzykrotnie uciąłem sobie drzemkę w trakcie dnia.

   W poniedziałki nie biegam prawie nigdy, dlatego czułem się usprawiedliwiony zostają w domu. Może i z nogami było nieco lepiej, ale... jakoś niespecjalnie to odczułem. Tego dnia nie widziałem możliwości wybrania się gdziekolwiek bez samochodu.
   Pierwszy raz biegowe buty założyłem dopiero we wtorek. Muszę jednak przyznać, że niespecjalnie czułem się na siłach, aby iść pobiegać. Nie było jednak dramatu jeżeli chodzi o nogi. A należy pamiętać, że odpuszczanie, tak samo jak alkohol, papierosy i cukier - uzależnia!
   Przed wyjściem z domu zadzwoniłem jeszcze do Małej i umówiliśmy się, że spotkamy się gdzieś na nadmorskich alejkach.
Boosty wciąż dochodzą do siebie po weekendzie,
więc latam w eNBekach :)
   Po wyjściu z domu czułem się jak po opuszczeniu punktu kontrolnego - maszerowałem i nie za bardzo miałem ochotę zacząć truchtać. Tym razem jednak udało się zacząć szybciej niż w weekend. Biegłem bardzo spokojnie, bez ciśnienia i cieszyłem się, że mogę już chociaż trochę poszurać.
   Po około 1,5 kilometra spotkałem... Janka. Była więc okazja chwilę się przespacerować i powspominać weekendowe wojaże. Janek opowiedział mi o tym jak w niedzielę wybrał się jeszcze z córką do Luzina... na bieg :)
   Chwilę po tym jak się pożegnaliśmy zobaczyłem Małą. Poprosiłem ją tylko o to, żebyśmy dobiegli do granicy Gdańska i Sopotu i wrócili na Przymorze. Uznałem, że jak na pierwszy raz dystans 5-6 kilometrów będzie ok. Na koniec czułem się jednak naprawdę dobrze, chociaż pojawił się delikatny ucisk w nodze. W tym samym miejscu co w sobotę.

   Mimo wszystko w środę również zamierzałem polatać. Z dnia na dzień nogi bolą coraz mniej i ciężko jest pomyśleć o robieniu przerwy skoro poprzedniego dnia się biegało. 
   Tak jak we wtorek - na trening umówiłem się z Małą. Niestety już na 1. kilometrze pojawił się dziwny ucisk w nodze. Byłem pewien, że z treningu nic nie będzie. Postanowiłem jednak, że tak długo jak jestem w stanie stawiać każdy kolejny krok tak długo będę to robił. I faktycznie raz było gorzej, a po chwili prawie nic nie czułem. I tak na zmianę. Ale nie nastąpiło całkowite uniemożliwienie biegu.

   Z Małą polecieliśmy wzdłuż morza aż do Brzeźna, a później pokręciliśmy się trochę po dzielnicy, żeby wrócić przez Zaspę na Przymorze. Dzisiaj udało się pokonać już blisko 9 kilometrów. A więc wydaje mi się, że wszystko powoli wraca do normy. Jeżeli nie będę chciał nic na siłę przyspieszyć to niedługo powinno już być ok!

6 komentarzy:

  1. Michał nic mi do tego, ale czy Ty nie powinieneś porządnie odpocząć? mam na myśli np miesiąc (bez biegania) z pełną odnową. Ja odnoszę wrażenie, że prosisz się sam o poważniejszą kontuzję; Wiesz jeśli nie Ty zaplanujesz przerwy, to kontuzja zaplanuje za Ciebie - tylko na jak długo i z jakim skutkiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że nie jest mi potrzebna przerwa. Zresztą nie tak dawno miałem blisko miesięczną przerwę w bieganiu (luty/marzec), więc jaki to by miało sens jeżeli po każdych 2 miesiącach biegania robiłbym miesiąc przerwy? Przerwę wolę robić pod koniec roku. Najlepszy dla mnie schemat to - 11. listopada ostatni start, potem odpoczynek i powrót do treningów na początku grudnia.

      Usuń
  2. Co prawda nie czytałem wszystkich wpisów na twoim blogu, ale w tych co czytałem nigdy nie spotkałem słowa "fizjoterapeuta". Znasz takiego pana ? :). Nie uważasz, że na takim poziomie przydałby sie mały "przegląd" ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Hehehe :) Jeżeli chodzi o teorie to znam takie pojęcie jak "fizjoterapeuta". Jednak w praktyce nigdy nie miałem styczności z żadnym :) Ja tak trochę wychodzę z założenia, że te wszystkie rehabilitacje, fizjoterapeuci itd to jest nabijanie kasy. Bieganie stało się modne i nagle na każdym kroku słychać o konieczności chodzenia do różnego rodzaju specjalistów, korzystania z przeróżnych sprzętów i w ogóle. Przecież bieganie jest naprawdę banalnie proste i nie chciałbym go na siłę komplikować. Niemniej tak mówię teraz - może kiedyś zdanie zmienię :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Na pewno jest coś w tym co piszesz, ale...
    Ja ponad rok zmagałem się z coraz to nowymi kontuzjami. Szczęśliwie trafiłem na fizjoterapeute, który kilkoma ćwiczeniami poustawiał mnie w 3 miesiące. I tak już od października 2013 zapierdzielam w zdrowiu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No i bieganie jest banalnie proste pod warunkiem, że możesz biegać ;)

    OdpowiedzUsuń