Na skróty

19 sierpnia 2014

Miało być długie wybieganie, a były "interwały"

   Na ten weekend czekałem od samego początku tegorocznego wyjazdu. Otóż na 3 dni przyjechała do mnie żona! Mając w pamięci nasze wspólne treningi z poprzednich lat - zgodnie stwierdziliśmy, że i tym razem zaliczymy jakąś wycieczkę biegowo-rowerową. 
   Wstępnie mieliśmy się na nią wybrać w niedzielę. Jednak w związku z tym, że w sobotę też nie zamierzałem odpuszczać biegania - Pati postanowiła, że będzie mi towarzyszyć. Jakoś specjalnie nad wyborem trasy się nie głowiliśmy. Polecieliśmy tam, gdzie przed rokiem rozmawialiśmy o tym jak będzie wyglądać nasze wesele :)

   Tym razem aspekty biegowe takie jak tempo, tętno w ogóle nie miały znaczenia. Nie wziąłem nawet paska HR. Ten bieg miał być taką czystą esencją biegania - biegiem dla przyjemności. I faktycznie - leciało się naprawdę fajnie. Całą drogę umilaliśmy sobie rozmową, w kilku miejscach zrobiliśmy przystanek, aby cyknąć kilka fotek. Ależ cudownie było spędzić kilka chwil na świeżym powietrzu z żoną!
   Większość naszych wspólnych treningów kończyliśmy zalatując do piekarni (ciasto) oraz na stację benzynową (piwo + lody) - tego dnia jednak woleliśmy odbić w drugą stronę i zaliczyć trasę przy młynie, który odkryliśmy ostatnio z Małą. Naprawdę fantastyczne miejsce!
   Ale żeby nie było, że w ogóle zrezygnowaliśmy z tzw "cheat meal'a" - trening zakończyliśmy w centrum miasta w lodziarni. I teraz najlepsze - polskiej lodziarni. Mogłem wejść i normalnie powiedzieć "dwa lody włoskie poproszę" :) A po 20 kilometrach te lody smakowały naprawdę fantastycznie!
   Nieco więcej niż 2 dychy mieliśmy zaliczyć w niedzielę. No właśnie - mieliśmy. Otóż noc z soboty na niedzielę była tragiczna. Całą noc miałem interwały - spanie / przebieżka do toalety. Ilość powtórzeń nawet ciężko mi zliczyć. W niedzielę byłem nieżywy. O bieganiu nawet nie było mowy. I tak z wielkich, niedzielnych planów nic nie zostało. Całe szczęście, że udało się wspólnie polatać w sobotę :)
   Tymczasem teraz kiedy piszę tego posta Pati jest już w Gdańsku, a ja powoli myślę o wybraniu się na jakieś rozbieganie. Żołądek wciąż dochodzi do siebie. Mam jednak nadzieję, że pozwoli mi dzisiaj na zażycie odrobiny ruchu :)

1 komentarz: