Początkowo ta sobota nie miała się niczym różnić od dwóch poprzednich. Dzień wolny od pracy, spokojny, nieco dłuższy trening i potem odpoczynek oraz regeneracja. Wszystko jednak zmieniło się, kiedy zadzwonił tato z wiadomością, że z dnia wolnego nici. Mało tego - tym razem nie mieliśmy iść na 7 godzin do firmy, ale w ramach pracy trzeba było pojechać do Danii. A w zasadzie to na samą jej północ.
Na początku chcieliśmy wyjechać około 5 rano i wrócić późnym wieczorem. Rozważałem więc zrobienie treningu o godzinę wcześniej niż zwykle i nieco krótszego. Jednak w obawie przed korkami zmieniliśmy plany. Wyjazd zaplanowaliśmy na 1 w nocy. A trening? Tato rzucił pomysł, że po dojechaniu na miejsce będziemy mieli chwilę dla siebie i wtedy mógłbym pobiegać. Muszę się przyznać, że bardzo spodobała mi się taka możliwość. Nigdy nie byłem w Danii, a co za tym idzie nigdy tam nie biegałem. Nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze będę miał okazję odwiedzić ten kraj, więc warto było wykorzystać tą która się właśnie nadarzyła.
Noc z piątku na sobotę nie należała do najlepszych. Spałem interwałowo - kilka razy po 45 minut i raz około godzinę. Jak zadzwonił budzik to myślałem, że to jakiś żart. Jednak trzeba było wstawać. Przed wejściem do samochodu wciągnąłem nawet owsiankę. W sumie nie wiem czemu - to już chyba taki odruch, że choćby nie wiem co to po wstaniu z łóżka jem owsiankę.
Pierwsza część podróży minęła mi dość szybko. Pewnie dlatego, że jeszcze trochę przysypiałem. Dopiero o 5 rano obudziłem się już na dobre. Na miejsce dotarliśmy około 7. Odebraliśmy samochód i mieliśmy chwilę dla siebie.
Szybko wskoczyłem w biegowy strój i chociaż po nie najlepszej nocy nie miałem wielkiej ochoty na bieganie to ruszyłem przed siebie. Początkowo pomyślałem, że nawet 1-2 km wystarczy. W końcu będę mógł "odhaczyć" bieganie w Danii. Szybko jednak nabrałem ochoty na nieco więcej.
Tym bardziej, że ulice były pełne biegaczek i biegaczy. Naprawdę nie wiedziałem jeszcze miasta (a w zasadzie to miast, bo po drodze, w mijanych miejscowościach było tak samo), gdzie tak dużo osób biega. Na nadmorskim deptaku rzadko kiedy mijałem tyle osób biegających co tutaj.
Chwile pokręciłem się po mieście i kiedy już miałem wracać zobaczyłem kierunkowskaz na stadion. Nie mogłem sobie darować! To co zobaczyłem nieco mnie zaskoczyło. Otóż owy "stadion" to mocno zaniedbane boisko z bieżnią w tak fatalnym stanie, że ciężko ją było nawet sklasyfikować jako bieżnię. Zaparkowane przyczepki, różne sprzęty, dziury i nierówności - tak wyglądał owy tartan. Jednak nie mogłem sobie darować pokonania kółeczka po tym czymś :)
Później udałem się już prosto do samochodu. W sumie moje szuranie zajęło mi 40 minut. Było naprawdę fajnie zobaczyć nowy kraj z perspektywy biegowych butów. Mogłem zabiec w miejsca, po których normalnie się nie chodzi w czasie zwiedzania. Przyjrzeć się choć przez chwilę jak wygląda Dania. I powiem Wam, że nie zamieniłbym jej na Polskę. W naszym kraju podoba mi się zdecydowanie bardziej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz