Na skróty

8 stycznia 2015

Z niespodziewaną wizytą w Jeleniej Górze

   Naprawdę dawno nie spało mi się tak dobrze jak ostatniej nocy. Po wtorkowych treningach byłem naprawdę zmęczony. I chociaż nie lubię długo spać i zdarza mi się budzić w nocy to tym razem spałem jak zabity przez niemal 9 godzin. Podobnie zresztą jak moja żona. Niemniej chwilę przed 8 zajadaliśmy się już owsianką. Trzeba było się sprężać - w końcu również na środę mieliśmy ambitne plany.
   Około 9 staliśmy już przed domem i czekaliśmy aż zegarki połączą się z satelitami. Chwilę później wyruszyliśmy. W planach po raz kolejny Droga pod Reglami. Może nie w całości, ale przynajmniej na tyle daleko, aby dolecieć do miejsca, gdzie wczoraj popełniliśmy błąd. 
   W nogach wciąż czuliśmy wczorajsze treningi. Łatwo nie było, ale mimo to posuwaliśmy się do przodu. Pierwszy, drugi, trzeci kilometr, aż w końcu dotarliśmy do Trzech Jaworów. To właśnie w tym punkcie euroreginalny szlak rowerowy ER-2 odbija w prawo, a to właśnie on pokrywał się z DPR. 


   Tym razem obyło się bez komplikacji i już po chwili sunęliśmy pięknym, łagodnym zbiegiem w stronę Jagniątkowa. Chwilę później stanęliśmy przy bramie Karkonoskiego Parku Krajobrazowego i... zamiast skręcić w prawo, polecieliśmy prosto :)
   Po 200 metrach, kiedy znaleźliśmy się tuż obok stojącej przy asfaltowej drodze tablicy "Jelenia Góra", już wiedziałem że to na pewno nie jest DPR. Niemniej mocno się tym nie zmartwiliśmy - i tak mieliśmy już dość. Cyknęliśmy kilka fotek i ruszyliśmy w drogę powrotną. A przy okazji dowiedziałem się, że Jagniątków to dzielnica Jeleniej Góry :)

   Dzisiaj pokonaliśmy nieco ponad 11 kilometrów. Ponownie było bardzo malowniczo, ale radość nieco tonowały zakwasy po wczorajszej wycieczce. Szczególne słowa uznania należą się mojej żonie, która jako osoba niebiegająca - ni stąd ni zowąd pokonała ponad 25 kilometrów na przełomie dwóch dni. I zapowiada, że to nie koniec :)
   Po południu wybrałem się jeszcze w pojedynkę na biegowe zwiedzanie miasta i muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że wybrana trasa okaże się tak wymagająca. W lesie nie było ogromnych podbiegów, tymczasem na poobiednim rozruchu w mieście musiałem zmierzyć się z 2-kilometrowym podbiegiem. Zaczynałem na 612 a skończyłem na blisko 800 m n.p.m. Prawdę powiedziawszy na górze myślałem, że mi serce wyskoczy :) Na szczęście w drugą stronę było już w większości z górki :) Po wszystkim jeszcze trzy kwadranse wygibasów na macie i siesta. Czuję, że również tej nocy nie będzie problemów ze snem :)

1 komentarz: