Na skróty

8 kwietnia 2013

Mało czasu - trzeba coś odpuścić... Bieganie? Nie ma mowy!

Półmaraton w Ostródzie - kolejna
impreza, w której nie wystartuję
z powodu pracy
   Ostatnimi dniami trochę brakowało mi czasu na wszystko w związku z czym musiałem z niektórych rzeczy zrezygnować. Rodzina, studia, praca to dla mnie priorytety. Niemniej nie mógłbym odpuścić również biegania. Padło więc na bloga. I dlatego podsumowanie weekendu wstawiam dopiero dzisiaj. I chociaż sobotnio - niedzielny kilometraż nie powala to jednak trochę czasu na świeżym powietrzu spędziłem.
   Zarówno w sobotę jak i niedzielę, musiałem stawić się około 12 w Galerii Bałtyckiej, gdzie po raz kolejny pełniłem funkcję Ambasadora marki Adidas, jak mnie ładnie nazwano. Oczywiście w związku z pracą musiałem całkowicie zreorganizować mój plan dnia. Do tej pory posiłki jadłem o: 6, 10, 13, 16 oraz 19. Teraz musiałem je poprzesuwać na 5, 9, 12, 16 i 20.
   Tak więc w sobotni poranek wyruszyłem na biegowe ścieżki już przed godziną 7. Uposażony w monetę o nominale 2 złote zamierzałem w drodze powrotnej wstąpić po świeże pieczywo na śniadanie.
   Zacząłem spokojnie po 5:00/km. W zasadzie to wydaje mi się, że już od dobrych kilku treningów nie pokonywałem pierwszego odcinka tak wolno. Ale przecież o to mi chodziło. Biegłem i skupiałem się przede wszystkim na pracy rąk. Gremlin, który od początku mojej przygody z tym pięknym sportem niezmiennie zlokalizowany był na lewej kończynie, tym razem, podobnie jak na kilku ostatnich treningach, zajął miejsce na jej prawej odpowiedniczce.
Wciąż czekam na więcej zdjęć z Poznania :)
   Świadomie lub też nie kierowałem się w stronę Jasienia na kolejnych kilometrach notując czasy od 5:00 do 4:47/km. Pogoda dopisywała, w powietrzu można już (jeżeli można użyć tego słowa w, niemalże, połowie kwietnia) było wyczuć wiosnę. Jedynym zmartwieniem było kolano. Po raz kolejny zmieniłem buty. Tym razem na nogi wciągnąłem Brooks'y i tak jak się mogłem spodziewać - nie okazały się one cudownym lekiem na całe zło. Szkoda, że Nimbusy zostawiłem na Warmii.
   Będąc na Jasieniu uświadomiłem sobie, że Lidl będzie otwarty dopiero o 8 i chcąc wstąpić po ciepłą, pachnącą bułkę muszę jeszcze odczekać jakieś 40 minut. Podczas gdy od sklepu dzieliło mnie zaledwie 3-4 kilometry.
Medal Mistrzostw Polski - bezcenna pamiątka
   No nic - w moim słowniku wyraz "odczekać" może oznaczać tylko jedno - wydłużyć trasę. Tak też zrobiłem. Pokręciłem się trochę po okolicy i kiedy ponownie wbiegłem na Warszawską miałem w nogach przeszło 12 kilometrów, a nie 8 jak to ma miejsce podczas normalnego treningu.
   Niemniej wciąż miałem trochę czasu. Zdecydowałem się więc na danie szansy piekarni z konkurencyjnej sieci sklepów. Niestety, w tym wypadku słowa "ciemna" i "bułka" wzajemnie się wykluczały. Do Lidla dobiegłem chwilę przed 8, potruchtałem jeszcze po okolicy i o 8:01 zostałem pierwszy klientem. Może do sklepu nie udało mi się wejść jako pierwsza osoba, za to jako pierwszy z niego wychodziłem. Zakupy zrobiłem tak szybko, że wychodząc natknąłem się na... zamknięte drzwi :) Okazało się, że nikt nie zdążył ich jeszcze uruchomić.
   Spod sklepu ruszyłem najkrótszą drogą do domu. Już nie kombinowałem z omijaniem świateł. Trochę tym skróciłem sobie dystans, jednak plan minimum, czyli 15stka, został wykonany i to z nawiązką. Wyszło w sumie 17 kilometrów oraz 270 metrów. Średnie tempo - 4:57/km.
   Po treningu śniadanie, przygotowanie posiłków do pracy i w drogę. Tym razem pracowałem do godziny 20 i już pół godziny później siedziałem w autobusie do... Patrycji. Chcąc zrobić jej niespodziankę, wziąłem ze sobą do pracy cały sprzęt do biegania, na niedzielny trening i po robocie obrałem kierunek Pępowo. W międzyczasie dowiedziałem się jeszcze, że na Mistrzostwo Polski rodzina Sawiczów musi jeszcze poczekać. Aczkolwiek Mała z Łodzi przywiozła super medal!
   W niedzielę planowałem pobiec z Pępowa do domu. Jednak po konsultacjach z Narzeczoną uznałem, że śniadanie zjemy razem u niej w domu. Z Pępowa na Chełm jest 21 kilometrów i tyle zamierzałem dzisiaj pokonać. Przemawiało za tym kilka argumentów. Po pierwsze i  najważniejsze w ubiegłym tygodniu przebiegłem dystans blisko 45 000 metrów, a więc mocno wymęczyłem organizm. Ponadto w tym tygodniu niedzielny bieg miał być moim 6. treningiem, podczas gdy normalnie mam tylko 5 jednostek treningowych. Dodatkowo w Poznaniu debiutował mój tato i za nic w świecie nie chciałem stracić możliwości śledzenia relacji z tego wydarzenia. W związku z tym musiałem o 9 być już przed komputerem.
   A więc pobudka chwilę przed 4, owsianka i jeszcze przed godziną 6 rano wyruszyłem w stronę Miszewa. Pakując się na wyjazd do Patrycji dałem się nieco ponieść przypływowi pozytywnej pozytywnej energii i poza leginsami spakowałem także... krótkie spodenki. Niestety niedzielny poranek przywitał mnie temperaturą oscylującą wokół 3. kreski poniżej zera. Dodatkowo wiatr sprawiał, że odczuwalna temperatura wynosiła -8°C.
   Tym razem nie będę się specjalnie rozpisywał odnośnie treningu, bo i tak strasznie już wydłużyłem ten post. Powiem tylko, że mimo mrozu to był naprawdę rewelacyjny bieg. Od początku biegłem spokojnie, nie szarżowałem. Na nogi tym razem, po nieudanych eksperymentach z innymi butami, założyłem czarno - żółte "Adasie" (nie, nie - nie Boosty - takowych nie posiadam :) ). I to był chyba dobry wybór, bo w zasadzie, przez większość drogi nie miałem większych problemów z kolanem.
   Poranek z Ukochaną, słońce, wszystko to sprawiło, że nie mogłem się powstrzymać - wydłużyłem sobie bieg. Ostatecznie pokonałem nieco ponad 27 kilometrów, a i to tylko dlatego, że chciałem zdążyć na start poznańskiej połówki. Trening zajął mi w sumie 2 godziny 13 minut oraz 29 sekund.
   A co do zawodów w Poznaniu to Mój Tato zajął 2109. miejsce uzyskując w swoim debiucie rewelacyjny czas 1:49:23! Brawo! Dla porównania, ja, rok temu, mając 25 lat mniej uzyskałem na tej samej trasie wynik lepszy o zaledwie 8 minut i 49 sekund. Tato jesteśmy z Ciebie dumni! Kto wie może niedługo przywieziesz do domu puchar za zwycięstwo w swojej kategorii wiekowej :)




2 komentarze:

  1. Gratulacje dla Taty!!! Przekaż koniecznie.
    Jest dla mnie nadzieją że ja w końcu też zacznę biegać szybciej i dalej. A nie jak ten ślimak ogródkowy. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratulacje już przekazane :) Tato pokazał klasę. Teraz mam tylko nadzieję, że będziemy mogli razem gdzieś wystartować :)

      Usuń