Na skróty

2 kwietnia 2013

Żartów ciąg dalszy


Kwietniowy poranek
   Kiedy wczoraj, w ciągu dnia, temperatura wzrosła minimalnie powyżej zera, a śnieg zaczął dość powoli, ale jednak, topnieć, łudziłem się, że wszelkie oznaki zimy znikną tak samo szybko jak się pojawiły. Jednak to co ujrzałem dzisiaj rano za oknem nakazywało odrzucić wszelkie nadzieje. Mróz, wiatr i intensywne opady śniegu. Innymi słowy - piękny kwietniowy poranek w wydaniu polarnym. No ale żadna pogoda nie jest w stanie wpłynąć na trening biegacza, dlatego uraczyłem się owsianką i kawą, a chwilę przed 8 byłem już na dworze. Przed wyjściem zaserwowałem jeszcze tylko Pati poranną kawę i mogłem ruszać.
Wielkanocny spacer :)
   Dzisiaj znowu priorytetem była praca rąk. Muszę koniecznie wyeliminować ten problem przed Krakowem. Pierwszy kilometr zajął mi 4 minuty i 49 sekund. Pogoda nie bardzo pozwalała na cieszenie się widokami na trasie. Bo i jak niby je podziwiać przez, niemalże całkowicie, zamknięte oczy.  Ponadto przez cały bieg trzeba było być mocno skupionym - miejscami musiałem biec ulicami, a mijanie się z samochodami na mocno oblodzonej nawierzchni nie należy ani do rzeczy przyjemnych ani do bezpiecznych. 
   Drugi odcinek pokonałem w 4:51, a kolejne w 4:57, 4:52, 4:42, 4:49, 4:47. W tym momencie wbiegłem do Gdańska. Nie chcąc narażać się na kolejne klaksony, którymi dzisiaj dość obficie mnie obdarzano, zbiegłem na pobocze, w miejsce, gdzie kiedyś znajdował się chodnik. I tutaj szczerze przyznam, że te kilkaset metrów dało mi bardziej w kość niż niedzielne wybieganie.
   Od domu dzieliło mnie jeszcze około 12 kilometrów. Czyli nie tak dużo, w porównaniu z tym co przebiegłem w ostatnich dniach. Dodatkowo z tego tuzina tysiączków, które mi pozostały, większość stanowiły zbiegi. W kilku miejscach musiałem jeszcze zająć fragment pasa drogowego, ale i tak humor mi dopisywał. W końcu z każdym krokiem byłem bliżej końca, a po treningu miałem zaplanowane śniadanie z Narzeczoną. Tak więc nie było innej opcji jak gnać przed siebie. Naturalnie gnać przed siebie cały czas pamiętając o pracy rąk ;)
"Zostaw swój ślad w Pępowie 2013"
   W sumie Gremlina wyłączyłem w momencie kiedy wskazywał 21 kilometrów i 285 metrów. Pokonanie tego dystansu zajęło mi 1:43:16, a więc średnie tempo wyniosło 4:51/km. Zaś średnie tętno uzyskałem na poziomie 127 uderzeń na minutę.
   A po treningu trochę rozciągania, ćwiczeń siłowych, szybki prysznic i śniadanie z Moją Pe - coś wspaniałego. 
   Wrócę jednak jeszcze do tytułu postu. Napisałem "żartów ciąg dalszy", bo po raz kolejny pogoda ze mnie zakpiła. I nie mówię tutaj o fatalnej aurze jaką miałem podczas biegu. Bardziej chodzi mi o fakt, że kiedy konsumując pobiegowy posiłek wyjrzałem za okno moim oczom ukazało się czyste niebo, a na nim słońce - zero opadów czy nawet jakiegokolwiek wiatru. Wymarzona pogoda na... trening :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz