Na skróty

30 kwietnia 2013

Powrót do rzeczywistości. Rozstrzygnięcie konkursu!

Zamknąć oczy i gnać przed siebie... (fot. Jacek J.)
   No i znowu można mnie spotkać szurającego chełmskim chodnikami w Gdańsku. Lewe kolano jeszcze boli. Podobnie zresztą ja okolice prawego stawu. Jednak nie umiem usiedzieć na tyłku. Uwielbiam biegać, sprawia mi to radość. Zaprzestanie tej aktywności boli mnie jeszcze bardziej niż moje kikuty. Może to nieco inny rodzaj bólu - ale jednak :) Tak więc nawet przez moment się nie zastanawiałem czy wyjść dzisiaj potruchtać.
   Wstałem dzisiaj... A właśnie, że nie około 5! Otworzyłem oczy dopiero przed samą 6 :) Chyba w końcu zeszły nieco emocje, odezwało się zmęczenie i stąd ten dłuższy sen. Owsianka na mleku z dżemem, rodzynkami i orzechami smakowała wybornie. Do tego jeszcze niemalże litrowa kawa. Prawdziwe śniadanie mistrzów!
   Około 8 wciągnąłem na siebie czarne "glajdy" - TE "glajdy". To właśnie w nich biegłem w Krakowie. A może powinienem napisać, że to właśnie one niosły mnie przez Kraków? Zresztą jakby tego nie ująć dzisiaj znowu wsunąłem stopy właśnie w te buty.
Z "pucharem" (fot. Browar Południe)
   Powiem szczerze, że nie mam jeszcze ochoty na rozpoczynaniu treningów pod Berlin. Do czerwca zamierzam sobie latać spokojnie, bez planów, ciśnienia, presji. Chcę zaliczyć kilka startów. Może zdecyduje się powalczyć gdzieś o czas na 10 albo 5 kilometrów. W dużej mierze zależy to od tego jak długo będą goiły się nogi.
   W każdym razie dzisiaj chciałem jedynie potruchtać po gdańskim Chełmie. Dystans 10-11 kilometrów wydawał się idealny na wtorkowy poranek. Wziąłem oczywiście ze sobą Gremlina, jednak tym razem służył mi on tylko do zbierania danych, które będę mógł wrzucić do dzienniczka treningowego. Jakiekolwiek kontrolowanie tempa czy tętna mnie nie interesowało.
Uwielbiam te nasze wspólne wyjazdy!
   Dopiero w domu sprawdziłem, że pierwsze kilometry pokonywałem w ok. 5 minut i 30 sekund. Jeden kilometr leciałem w 5:18, by na kolejnym odnotować 5:42. Cieszyłem się samym biegiem. A moją radość zakłócały mi jedynie kolana. Fakt - jest lepiej niż wczoraj. No ale kurczę, jak miałoby nie być, skoro 24 godziny temu nie mogłem normalnie chodzić :)
   W sumie dzisiejsze szuranie zajęło mi godzinę i 25 sekund. Pokonany dystans to 11 kilometrów i 9 metrów. A tempo? A tempo nie jest ważne :) Ważne jest, że biegam, że sprawia mi to przyjemność i że dzięki temu jestem szczęśliwy!


PS: Pora też ogłosić wyniki mojego konkursu! Zwycięzcą został ROBERT TOMCZAK, który obstawił czas 2:57:15! Gratuluję. Proszę o podanie adresu, gdzie ma zostać wysłana nagroda. Co ciekawe - drugie miejsce zajęła moja przyszła szwagierka - Kinga Paruzel, która postawiła 2:57:43. Dla Niej w ramach nagrody pocieszenia przywiozłem Krakowskiego Obwarzanka. Doręczeniem tej nagrody zajmę się osobiście :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz