Tak było w Szymbarku - czas na Szemud! |
Tak tak, to nie pomyłka. Mój czwartkowy kilometraż zamierzam zamknąć z wynikiem rzędu 60 kilometrów! Piszę "zamierzam" bo przede mną wciąż jeszcze około 20-22 kilometrów. Jednak od razu chciałbym uspokoić tych wszystkich, którzy pomyśleli - "co za dureń" (sam bym tak pomyślał) - owe 60 kilometrów to nie jest tylko i wyłącznie przebiegnięty dystans. Otóż dzisiaj łączę bieganie z jazdą rowerem! Z tym, że rower to w moim przypadku środek komunikacji, a nie narzędzie treningowe. Po prostu jeżdżę, bo muszę się dostać tu bądź tam. Jednak zanim zasadziłem tyłek na dwa kółka byłem oczywiście pobiegać.
"Powrót do przeszłości" |
Tak jak zapowiadałem wczoraj - jeżeli odpowiednio się wyśpię to nieco dzisiaj przyspieszę. A, że położyłem się jak zawsze, przed 22, a wstałem również jak zawsze, około 5 - nie miałem wyjścia. Słowo się rzekło więc trzeba było podkręcić tempo. Tym bardziej, że energii nie brakowało - widać owsianka ciągle na mnie działa! A więc szybka decyzja - I zakres + przebieżki. Kurczę ja naprawdę polubiłem bieganie tych setek!
Rozważałem skrócenie trasy do 11 kilometrów i poszuranie po Chełmie w ramach pierwszej części. Ostatecznie jednak poleciałem na Jasień. Tym razem już, może nie tyle kontrolowałem tempo, co "miałem na nie oko". Zacząłem od 5:05, ale po kolejnym tysiącu metrów już biegłem swoje - 4:39/km.
To uczucie podczas tych 100 metrów - bezcenne! |
Przed Jasieniem jak zawsze przywitałem się ze "znajomym". Muszę powiedzieć, że poza kilkoma szarpnięciami biegłem naprawdę równo. I to bez większych starań. Jedynym mankamentem była pogoda. Słońce i 24 °C to jeszcze nie tragedia, ale kiedy jest jeszcze parno to sytuacja nieco się zmienia. To oczywiście nie powód, żeby rezygnować z treningu lub go zmieniać (choć uważam, że jak ktoś nie ma siły na mocniejszy trening to lepiej nie robić go na siłę), aczkolwiek bieganie w taką pogodę jest nieco trudniejsze.
W sumie wyszło mi dzisiaj 16 kilometrów i 37 metrów w średnim tempie 4:36/km. Na koniec zaś dorzuciłem pięć 100-metrowych przebieżek. I to w, nieco zapomnianych, Adidasach AdiZero Ace 3.Pomyślałem, że warto strząchnąć z nich kurz - w końcu to prezent od Pati :) A jak już mowa o mojej przyszłej żonie to pora kończyć te wypociny, zjeść jakiś obiad i wskakiwać na rower. Tak jak wspominałem do tytułowej 60'tki wciąż brakuje mi koło dwóch dyszek. A tak się składa, że tyle właśnie mam do Pępowa. A więc... :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz