Debiut Duchów w zawodach |
W ostatnich dnia miałem prawdziwe urwanie głowy. Koniec semestru to dla studenta okres dość wzmożonej pracy. A jak do tego dołączymy ogólnie koniec studiów to... no właśnie. Z tym wszystkim wiąże się jednak nie tylko brak czasu w ciągu dnia, ale również krótszy sen. Żadna krzywda mi się oczywiście nie stanie jak przez 2-3 noce pośpię po 5-6 godzin zamiast 7-8. Aczkolwiek może to się przełożyć na jakość treningu.
I tak oto dzisiaj, najzwyczajniej w świecie, nie miałem ochoty na mocny trening. A taki początkowo planowałem. Uznałem, że przy takim, a nie innym samopoczuciu najlepsze co mogę zrobić to zapomnieć o Gremlinie, o czasach, tempach, tętnach, akcentach i po prostu potruchtać.
Tym razem jednak na nogi wciągnąłem Duchy, gdyż muszę wspomnieć, że po wczorajszym lataniu w Pająkach odezwały się łydki. Jeżeli chodzi o trasę to nie zamierzałem kombinować. Fajnie mi się biega na Jasień tak więc poleciałem tam i dzisiaj.
Zacząłem spokojnie, pierwszy kilometr pokonałem... z uśmiechem na ustach. Tak jak napisałem wcześniej - przez cały bieg nie spojrzałem na odnotowywane czasy. Mogłem za to rozglądać się dookoła. Starać się zauważyć rzeczy, z których istnienia nie zdawałem sobie sprawy latając najczęściej skupiony na treningu.
Tempo czy tętno można odpuścić - ćwiczeń po biegu NIE! |
Na skrzyżowaniu Jabłoniowej i Warszawskiej spotkałem znajomego "sprzedawcę ziemniaków i jajek", który jak zawsze machnął mi ręką na powitanie. Praktycznie od samego początku mojego biegania spotykamy się w tym miejscu, a jeszcze nigdy nie mieliśmy okazji ze sobą porozmawiać.
Miałem pewne obawy jak spiszą się Brooks'y podczas dzisiejszego treningu. W końcu, po tym jak w lutym zabrałem je do Niemiec, jako jedyne biegowe buty, wróciłem z mocno poharatanymi stopami. Być może to nie była wina tylko i wyłącznie butów. Ciężko to ocenić, nawet pomimo faktu, że dzisiaj Duchy spisały się rewelacyjnie. Jednak jaskółka wiosny nie czyni. W każdym bądź razie nie zamierzam przekreślać jeszcze tych butów!
A wracając do trening to ten zakończyłem z 16 kilometrami oraz 31 metrami. Jak się później okazało - potrzebowałem na to 1 godzinę 17 minut i 21 sekund. A więc tak jak można było się spodziewać dzisiaj było nieco wolniej niż normalnie. Średnio potrzebowałem 4 minuty i 50 sekund na pokonanie 1 kilometra.
Jeżeli uda mi się dzisiaj pospać nieco dłużej to już może w końcu urozmaicę sobie jakoś trening... Może przebieżki... Może II/III zakres... Może bieg z narastającą prędkością... Zobaczymy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz