Oby za tydzień też była okazja do wzniesienia rąk! |
Jeszcze tylko 5 dni i wszystko będzie już praktycznie jasne. Jeżeli na przeszkodzie nie stanie ani pogoda, ani zdrowie czy też nic innego na co wpływu nie mam, to już w niedzielę, zaraz po tym jak zegar wybije południe będę wiedział na co tak naprawdę mnie stać. Dowiem się czy 12 tygodni treningów pozwoliły mi wskoczyć na wyższy poziom czy był to raczej czas stracony (chociaż "stracony" to chyba niezbyt odpowiednie słowo, bo wychodzę z założenia, że nie biegam tylko i wyłącznie dla wyników, a przecież tych wielu wspaniałych godzin na biegowych szlakach, w pojedynkę, czy z Patrycją, nikt mi nie odbierze!). Niemniej za jakieś 121 godzin, będę w stanie powiedzieć czy do Berlina pojadę walczyć o wymarzone 3:59, czy może po prostu dobrze się bawić i zbierać doświadczenie. Zanim jednak to nastąpi przede mną jeszcze 3 treningi. Trzy, bowiem dzisiejszy mam już za sobą.
Do tej pory latałem we wtorki nieco ponad 19 kilometrów, na zakończenie których robiłem dodatkowo 5 przebieżek - popularnych "setek". Aczkolwiek w tym tygodniu postanowiłem nieco zmodyfikować trening, tak aby nogi mogły się zregenerować przed, bądź co bądź, dość istotnym dla mnie startem.
Spod domu w Pępowie wybiegłem około 8 i skierowałem się w kierunku Małkowa. Zamierzałem pokonać nieco ponad 10 kilometrów, a na ich zakończenie machnąć tradycyjnie 5 setek. To miał być taki lekki i przyjemny początek tygodnia - takie swoiste pobudzenie po wolnym poniedziałku.
Mój widok na pierwszym kilometrze musiał być przekomiczny. Dosłownie walczyłem o utrzymanie równowagi. Zupełnie jakby stracił kontrolę nad nogami, a one same zapomniały co mają robić. Czułem się jakbym pierwszy raz wyszedł polatać. Tempo 4:45/km i co ciekawe to wcale nie był najwolniejszy odcinek.
Takim okazał się drugi tysiączek. Bowiem zanim jeszcze zdążyłem się rozbudzić musiałem stawić czoła czemuś czego tak bardzo brakowało mi w Niemczech i Holandii. O czym mówię - o górkach, pagórkach, wniesieniach, czyli innymi słowy o podbiegach. To właśnie mi się podoba w Polsce - ta możliwość biegania po urozmaiconym terenie. Dodatkowy trening siły biegowej w pakiecie ze zwykłym treningiem.
Jednak kiedy już podniosła się temperatura ciała, mięśnie nabrały gibkości zaczął się prawdziwy bieg! Noga tak dobrze dzisiaj podawała, że wręcz musiałem zwalniać. No bo niby jak mogłem nie zwolnić, kiedy 5. kilometr pokonałem w zaledwie 4:19? Takie tempo na pewno nie byłoby zgodne z moim postanowieniem łapania świeżości i apetytu na bieganie.
W sumie pokonałem 13 kilometrów oraz 631 metrów w 1 godzinę 1 minutę i 55 sekund. A więc średnio potrzebowałem 4 minut i 33 sekund na przebiegnięcie 1 kilometra.
Po takim rozbieganiu zrobiłem sobie jeszcze 5 przebieżek. Z tym, że dla odmiany oraz chcąc sobie nieco utrudnić/urozmaicić zdanie postanowiłem polatać setki na lekkim wzniesieniu oraz... pod wiatr - silny wiatr. Wyszło całkiem przyzwoicie. Po rytmach udałem się po jakieś pieczywo na śniadanie, a następnie truchtem pokonałem 1,5km dzielące mnie od domu.
"wymarzone 3:59"??????;)
OdpowiedzUsuńBTW Michał podziwiam Cię za konsekwencję w treningach. Też szykuję się na Berlin (chociaż mam zupełnie inne cele), nie omieszkam więc podpytać tak zaangażowanego biegacza jak Ty:) o to, na ile dni czy raczej tygodni przed 29.09. ograniczasz objętość treningów? I jeszcze, czy masz na ten Berlin jakieś specjalne porady dla takich żółtodziobów jak ja;)?
A no wymarzone 3:59, ale nie 3h 59min, a 3:59/km :)
UsuńNie ważne jakie kto ma cele - ważne, aby dążyć do ich realizacji i czerpać frajdę z tego dążenia :) A co do mojego zaangażowania to pamiętaj, że zaangażowanie niewiele ma wspólnego z doświadczeniem - to drugie przychodzi z czasem :) A ja raczej jestem dość początkujący więc i wiedza niewielka. Niemniej na ile mogę na tyle pomogę :)
Odnośnie ograniczania treningów polecam Ci przeczytać to:
http://team.entre.pl/index.php?str=artykuly&id=9
Ja tym razem już teraz planuję zejść z objętości - 4 tygodnie przed biegiem. Chcę być choć trochę zregenerowany przed niedzielą, a później już nie ma sensu zamulać się klepaniem kilometrów przed maratonem.
A co do porad na Berlin - to mój 3. maraton w życiu, a pierwszy tak duży. Sam jestem żółtodziobem i jako taki Ci powiem - pojedźmy tam, dajmy z siebie wszystko i z uśmiechem na ustach wróćmy do Polski, a następnie opowiadajmy wszystkim jak było zajebiście! Co Ty na to?
Wchodzę w to;)
OdpowiedzUsuńDzięki za linka. Masz rację z tym zamulaniem km, co mieliśmy zrobić to już zrobiliśmy... Właśnie obcięłam jeszcze kilka godzin z planu;)
Odwdzięczę się taką wskazówką, jeśli chodzi o Berlin (byłam w zeszłym roku, startowałam w sobotę, a w niedzielę tylko kibicowałam). Warto przed startem poważnie zastanowić się nad tym, jak ustawić się w strefie startowej, czy lepiej z przodu (ale trzeba przyjść wcześniej), czy z tyłu, byle nie z boku trasy - chodzi o przebijanie się przez niewyobrażalne tłumy na pierwszych kilometrach. Dla Ciebie będzie to szczególnie ważne, liczy się w końcu każda sekunda:) A większość ludzi zapisuje się do lepszej strefy, niż to wynika z ich życiówki! - zastanowiłabym się nad tym na Twoim miejscu również:)