Muszę się z Wami podzielić tym, co spotkało mnie podczas ostatniego treningu. Otóż z łóżka podniosłem się standardowo - około 3:45. Nie mam jednak zwyczaju wyglądania za okno. Bo i niby w jakim celu? I tak niewiele o tej porze widać. Wciągnąłem miskę owsianki, wychyliłem pokala kawy, wciągnąłem strój biegowy i wyszedłem z domu. Była godzina 5:20.
Tym razem jednak nie było ciemno jak w...bardzo ciemno. Widziałem wszystko dookoła. Rzut oka na niebo i wszystko jasne. Ani jednej chmurki i piękna pełnia. Nie zdawałem sobie nawet sprawy z tego, że księżyc może dawać tyle światła!
Pobiegłem na swoją standardową trasę. Jednak tym razem w miejscach nieoświetlonych nie miałem żadnego problemu z widocznością. Było jasno! Naprawdę byłem zaskoczony.
Wszystko to wprawiło mnie w tak dobry nastrój iż postanowiłem nieznacznie wydłużyć sobie dystans. Zamiast zawrócić po około 7 kilometrach poleciałem prosto - drogą prowadzącą przez pola. Co z tego, że nie było w pobliżu żadnej latarni? Tego dnia miałem nad głową "wielką białą czołówkę" :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz