Wiele razy już pisałem o tym, że nie trzymam się ściśle planów treningowych. Mam rozplanowany okres przygotowawczy, wiem kiedy na co mogę sobie pozwolić, kiedy lepiej odpuścić. Jednak poza tym moje bieganie to jeden wielki spontan. A dzisiejszy trening jest tego najlepszym przykładem.
Wstałem koło 5. Wrzuciłem w siebie miskę owsianki. Wypiłem "filiżankę" kawy. Zacząłem się zastanawiać jak będzie wyglądać mój dzisiejszy trening. W piątki poza bieganiem robię jeszcze 40-minutowy trening ogólnorozwojowy. Pomyślałem więc, że wystarczy 14-15 kilometrów spokojnego biegu. W końcu wczoraj polatałem nieco mocniej. Poza tym nie chciałem poświęcać na trening połowy dnia.
A więc wszystko zaplanowane. Wrzuciłem tylko jeszcze krótką notkę na FB. No i właśnie. Zaraz jak to uczyniłem zobaczyłem wpis Piotrka - "zbieramy się i lecimy :)". Pomyślałem, że dawno razem nie biegaliśmy. Zaproponowałem wspólny trening...
Godzinę później lecieliśmy już nadmorskimi alejkami w stronę Gdyni. Piotrek stwierdził, że chce utrzymywać tętno na poziomie 170 bpm. A to oznaczało nie mniej nie więcej tylko tyle, że musieliśmy szurać w tempie około 4:30/km. Nie będę kręcił - trochę się wystraszyłem. Jeszcze 4 miesiące temu mógłbym z marszu polecieć treningowo maraton w takim tempie. Jednak od tego czasu wiele się zmieniło. Tu i ówdzie coś się odłożyło. Ponadto nie latałem dłuższych dystansów w mocniejszym tempie. A tutaj zanosiło się na przynajmniej II zakres. Jednak skoro już się spotkaliśmy to postanowiłem spróbować. W razie czego znałem drogę powrotną :)
Po treningu nagroda się należy! |
Zaczęliśmy jeszcze w miarę spokojnie. Pierwszy kilometr zajął nam niewiele poniżej 5 minut. Za to już na 2. podkręciliśmy tempo do około 4:30/km. Niemniej biegło się komfortowo. Przez cały czas rozmawialiśmy. I to w miarę normalnie. Może nikt z nas nie śpiewał, ale rozmowa nie polegała też na wypluwaniu pojedynczych słów.
Piotrek miał dzisiaj ochotę przebiec 20 kilometrów. Tak więc wydłużyliśmy moją standardową trasę aż do mola w Orłowie. Okazało się, że nie jest tak źle - 5... 10... 15... kilometrów, a my ani myśleliśmy o zwalnianiu. Przeciwnie - w końcówce jeszcze delikatnie przyspieszyliśmy. To był naprawdę dobry bieg!
Jednak to jeszcze nie był koniec treningu. W końcu piątek to dzień treningu ogólnorozwojowego. Tak więc po powrocie do domu trochę się porozciągałem, zjadłem kolejną michę owsianki i do boju. Wygibasy, jak zwykłem nazywać ćwiczenia przed monitorem, okazały się dzisiaj wyjątkowo męczące. Nie wiem jak udało mi się dotrwać do końca. Ale jednak się udało. Jak to mówi pewna znana ostatnio Pani - "Pamiętaj, że Twoje ciało może więcej niż podpowiada Ci głowa" :) :) :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz