Na skróty

1 czerwca 2015

Biegowe podsumowanie maja

   Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że maj był przełomowy. W odniesieniu od ostatnich miesięcy nastąpiła pewna zmiana. I była to zdecydowanie zmiana na plus! W minionym miesiącu wystartowałem na 3 imprezach biegowy, na 3 różnych dystansach. Jednak to nie starty sprawiły, że maj zaliczę jako jeden z najbardziej udanych miesięcy ostatnich 2 lat.
   Przede wszystkim w maju stworzyłem pewien schemat. Udało mi się złapać powtarzalność, a to zawsze dobrze wróży. Już po półmaratonie w Grudziądzu wiedziałem, że chcę trenować 5 razy w tygodniu. Z doświadczenia wiem, że ilekroć zwiększam ilość dni treningowych - pojawiają się problemy. Tydzień z wolnym poniedziałkiem i piątkiem wydaje się optymalny. 

   Nie tak dawno pisałem, że zaczyna mnie powoli nudzić spokojne bieganie i brakuje mi jakiegoś urozmaicenia. Nie lubię korzystać z gotowych planów,choć przeglądam je i niejednokrotnie wplatam w swoje treningi konkretne jednostki treningowe to plan treningowy tworzę sobie sam. To ja wiem jak się czuję, na co mnie stać - i przede wszystkim - co chcę realizować i co chcę osiągnąć. 
   Obecnie przyjąłem, że na 5 treningów muszę wykonać następujące biegi: kros aktywny, I zakres + przebieżki, BNP/II zakres, długie wybieganie. Jeden brakujący trening jest zależny od chęci i okoliczności. Czasami wybiorę się na BBL i robię to co zarządzi trener. Innym razem wystartuję w zawodach bądź wybiorę się na kolejny bieg krosowy. A czasami po prostu wyjdę potruchtać. To taki mój bufor bezpieczeństwa.
   A teraz chciałbym wrócić do maja i podać parę liczb, bo te również były naprawdę niezłe. Nie rekordowe (tutaj będzie bardzo ciężko się zbliżyć ;) ), ale niezłe. W sumie w maju wyszedłem na 21 treningów (dwukrotnie rezygnowałem z 5. treningu - raz wolałem złapać nieco świeżości przed zawodami, a raz szyki pokrzyżowały sprawy służbowe). Biegałem przez 32 godziny i 38 minut. W tym czasie pokonałem 357 kilometrów.
   Czterokrotnie wybrałem się na leśne ścieżki. W tym 3 razy pokonałem cholernie dla mnie trudny - żółty szlak (Pętla Tatrzańska) w Koszalinie. Las odpuściłem tylko raz - w tygodniu po maratonie jakoś nie bardzo chciałem dodatkowo katować mięśnie na zbiegach i podbiegach.
   W maju pięciokrotnie stawiałem się na stadionie lekkoatletycznym. Co prawda jeszcze nie wróciłem do interwałów, ale zacząłem już robić przebieżki. Póki co na dystansie 100 metrów.
   Jeżeli chodzi o inne ciekawe treningi to na pewno dużo wniósł bieg z 9. maja, kiedy pokonałem 17 kilometrów średnio po 4:31/km. Ten trening przede wszystkim mocno podsumował moją psychikę. I to było widać szczególnie na maratonie.
   Na początku maja wystartowałem w półmaratonie w Grudziądzu nie interesował mnie wynik poniżej 1:45. Biegłem nieco szybciej, czułem się dobrze i dobiegłem z czasem 1:42:06 - średnie tempo wyniosło 4:50/km.
   Dwa tygodnie później stojąc na starcie maratonu w Gdańsku wiedziałem, że spokojnie mogę powalczyć o 3:30, a kto wie - może nawet o coś więcej. I faktycznie zacząłem całkiem mocno, nie wystraszyłem się tego, napierałem i gdyby nie skurcze i upadek w Nowym Porcie, kto wie jakby się to skończyło. Jednak i tak było nieźle - 3:23:31 i średnie tempo 4:49/km.
   Tydzień później startowałem na dystansie 10 kilometrów. Dyszek nie biegałem już dawno, poza tym byłem zamulony treningiem maratońskim i obolały po ostatnim biegu. Wiele nie oczekiwałem, ale zamierzałem dać z siebie maksa. Tak, aby mieć punkt wyjścia pod przyszłe treningi. W 2013, wtedy gdy robiłem wszystkie życiówki, różnica w tempie na 10km i w maratonie wynosiła około 20 sekund. Skoro więc teraz miałem w maratonie 4:49 przyjąłem, że 45 minut złamię. I nie skłamię jak napiszę, że miałem nadzieję, że 44 pęknie. Ostatecznie udało się nabiegać 42:01 i naprawdę solidnie wzmocnić psychikę.
   Jest dobrze, jest lepiej niż zakładałem. Jeżeli zdrowie będzie dopisywać to kolejne SB są tylko kwestią czasu. W czerwcu kolejne dwa starty, ale nie ukrywam, że priorytetem jest wrześniowy Berlin Marathon! Dlatego starty startami, ale realizacja założeń treningowych cieszy niemal równie mocno jak przekroczenie linii mety na zawodach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz