Na skróty

13 września 2013

Piątek trzynastego - pechowy? Niekoniecznie!

   Wczoraj ktoś coś wspomniał, później w radio rzucili coś na ten temat, jednak dopiero dzisiaj, kiedy otworzyłem oczy, zdałem sobie sprawę, że mamy piątek trzynastego. Uświadomiłem to sobie, kiedy sięgając ręką po pulsometr przypomniało mi się, że zostawiłem go na biurku. A więc nici z mierzenia bez wstawania. Trzeba było zebrać cztery litery. Ale co tam - miłe złego początku. W końcu nie wiem jak dla Was, ale dla mnie trzynastka to szczęśliwa liczba, a piątek trzynastego to zawsze udany dzień! I z takim nastawieniem rozpocząłem dzisiejszy dzień!
   Teoretycznie piątek powinien być bez biegania. Jednak wspólnie z trenerem ustaliliśmy, że mocniejszy trening, jaki przewidywał mój plan, zrobię właśnie dzisiaj, aby mieć czas nieco odpocząć przed niedzielą i długim biegiem. Ostatnim długim biegiem przed maratonem!

   Wczoraj przyszły w końcu moje spodenki od Compressport , więc tym bardziej nie mogłem doczekać się porannego latania. Koło 7:30 poleciałem do kuchni przygotować Ukochanej pyszną (mam nadzieję) kawę i chwilę później wskoczyłem już w strój. Tak się jakoś złożyło, że jedyne co miałem na sobie innej firmy niż wspomniany Compressport, to buty. A i tutaj mała zmiana. Otóż, po kilku tygodniach rozłąki postanowiłem przeprosić się ze swoimi "Adasiami".
   Plan na dzisiaj był taki - 1 kilometr wprowadzenia, następnie 4 razy 4 kilometry w tempie 4:05-4:10/km na przerwie 3-minutowej. W porównaniu do ostatnich treningów, ten zapowiadał się na naprawdę solidne bieganie. A ja tymczasem aż rwałem się do startu. Byłem napalony na ten bieg jak dzieciak na cukierki.
   W końcu około 8 ruszyłem! Szybko zdałem sobie sprawę, że już na pierwszym mocniejszym akcencie czeka mnie spory podbieg. Ale co tam - pomyślałem, że najwyżej nieco zwolnię.
   Trening rozpocząłem od 4 minut i 38 sekund wprowadzenia. Następnie zacząłem pierwszą czwórkę. Biegło się naprawdę rewelacyjnie - 4:07, 4:06, 4:01, 3:52. Jak widać nawet zbyt rewelacyjnie. 
   Trzy minuty truchtu i można było startować z kolejną serią. Tym razem rozpocząłem po 3:55. Koniec tego dobrego - pomyślałem. Zwalniamy! Kolejny odcinek zajął mi 244 sekundy, a następne dwa odpowiednio 4:01 i 4:06.
   Kolejne 180 sekund luzu i zaczynamy ponownie przyspieszanie. Warto dodać, że ciągle biegło mi się naprawdę komfortowo. Nie dość, że nie czułem zmęczenia, to wydawało mi się wręcz, że mógłbym takimi seriami po 4 kilometry spokojnie przebiec dzisiaj maraton. To był ewidentnie mój dzień. Trzecią serię zacząłem od 3:51, za co szybko się skarciłem i zwolniłem do 4:09. Niemniej ewidentnie miałem problem ze zwalnianiem, gdyż kolejny tysiączek poleciałem już w 3:59.
   Następnie przeszedłem do 3-minutowego truchtu i ostatnią 4-kilometrową serię poleciałem w 4:08, 4:05, 4:04, 4:05. Całość zaś zakończyłem 354 metrami roztruchtania pod miejscowym sklepem, gdzie zaleciałem po pieczywo na śniadanie.
   No i właśnie stojąc tak w sklepie coś nie dawało mi spokoju. Pokonałem dzisiaj w sumie 18 kilometrów i 367 metrów w czasie 1:16:04. Średnie tempo wyniosło 4:08/km, a średnie tętno 152 bpm. 
   Tempo - ok. Tętno - jak dla mnie rewelacja. Tylko ten dystans... Kilometr wprowadzenia + 4 x 4 kilometry akcentu + 3 x 3 minuty, podczas których pokonywałem po około 600-700 metrów + 400-metrowe schłodzenie powinno mi dać nieco ponad 19 kilometrów. Szybki przegląd historii i nieprawidłowość zlokalizowana. Nie wiem jaką trzeba być ciamajdą, żeby zgubić gdzieś kilometr. Jednak udało mi się tego dokonać. W sumie zrobiłem dzisiaj trening 4 x 4 kilometry, który wyglądał następująco: 2 x 4 kilometry + 3 kilometry + 4 kilometry :)

   Narzekałem w trakcie, że na wszystkich akcentach mam podbiegi, a na roztruchtaniu zbiegi. Tymczasem wystarczyło zrobić poprawnie trening, a okazałoby się, że i na spokojnym szuraniu mam jakiś podbieg :) Jednak najważniejsze, że sam trening okazał się bardzo przyjemny. No i muszę dodać, że nowe spodenki spisały się znakomicie. Nic nie obcierało, nie uwierało, nie zsuwały się (tego chyba obawiałem się najbardziej). Okazało się jedynie, że mając kompresyjną koszulkę i takież spodenki należy koszulkę włożyć w spodenki. W przeciwnym razie można, całkiem nieświadomie, zaprezentować wszystkim swój bojler/sześciopak* :)

* - niepotrzebne skreślić


!!! OSTATNIE 2 DNI !!!

Przypominam również, że trwa głosowanie w konkursie Runner's World Polska - "Czytelnik na okładkę Runner's World" i serdecznie proszę o Wasze głosy :)

3 komentarze:

  1. wg mnie takie treningi powinny być w szybszych prędkościach!
    zapraszam do mojego biegowego blogu: http://mojczasprzebudzenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wg mnie też - ale mądrzejsi ode mnie pomogli mi ułożyć plan na najbliższe tygodnie i dlatego będę się trzymał tego planu :)

      Pozdrawiam serdecznie i powodzenia w Twoim górskim bieganiu (z tego co piszesz na blogu - to właśnie ono sprawia Ci radość) :)

      Usuń
  2. hej! a czym posypałeś te kanapki? bo mnie mój facet męczy żebym zapytała

    OdpowiedzUsuń