Na skróty

7 grudnia 2012

Mikołajkowy "półmaraton po toruńsku"

   Tytuł nie odnosi się bynajmniej do ostatnich zawodów rozgrywanych w Toruniu. Wczoraj po prostu w ramach treningu przebiegłem 20 kilometrów i 640 metrów. Ktoś może powiedzieć, że przecież to nie półmaraton, bo brakuje nieco ponad 400 metrów. A no właśnie, dlatego dopisałem "po toruńsku". W ostatnich dniach organizatorzy X Półmaratonu Świętych Mikołajów ogłosili, że trasa ich biegu była krótsza o 400 metrów. Tak więc ich połówka liczyła sobie 20 kilometrów i 697 metrów. Dziwi to tym bardziej, że wystarczyło zrobić okrążenie po stadionie na mecie oraz przesunąć nieznacznie start. A tak ludzie, którzy przyjechali do Torunia licząc na konkretny wynik w półmaratonie, uzyskali dobre rezultaty w biegu na dystansie 20,697km.
   To tyle tytułem, a teraz przejdźmy do mojego treningu. Otóż z okazji Mikołajek postanowiłem podarować swoim nogom nieco dłuższy trening. Ale, żeby nie było, że się nad nimi znęcam, zaopatrzyłem je specjalnie na ten jeden dzień w nowe Brooks Ghost 5, które leżą w kartonie i czekają, aż całkowicie "zbiegam" moje, de facto nieźle już skatowane, NB. Obuty w nowe, mięciutki "kapcie" wystartowałem około 6:35. Już na samym początku podjąłem decyzję, że w ten wyjątkowy, mikołajkowy dzień nie będę sobie zaprzątał głowy kontrolą tempa. Bieg ma być spokojny i komfortowy. Pierwszą część drogi pokonałem bez żadnych przygód w czasie 50 minut i 3 sekund. Nieźle, tym bardziej, że większość trasy prowadziła pod górkę. Znacznie ciekawsza była droga powrotna, podczas, której dowiedziałem się kilku "ciekawych" rzeczy na temat treningu i żywienia.

Moje Brooks Ghost 5 póki co wróciły jeszcze do kartonu, ale już niedługo...
Otóż najpierw na 18. kilometrze jedna Pani postanowiła mnie dopingować (!?) krzycząc głośno "raz, dwa, trzy, cztery, raz, dwa, trzy, cztery" w rytm moich kroków. Niecały kilometr dalej spotkałem starszego Pana, który stwierdził, że... biegam za wolno i muszę przyspieszyć. No cóż, wydaje mi się, że nie był to ani Daniels, ani Salazar, ani nawet Skarżyński, a mimo to na podstawie kilku sekund obserwacji potrafił wyciągnąć wnioski na temat mojego treningu. Czyżbym spotkał na swojej trasie trenerskiego guru? :) Chwilę później postanowiłem zaskoczyć do piekarni i kupić ciepłą bułkę na śniadanie dla Mojej Pati i tutaj otrzymałem kolejną mądrość. Moja rozmowa z Panią ekspedientką miała następujący przebieg:
- Poproszę bułkę serową
- Pan biega i będzie Pan bułkę jadł?
- A dlaczegóż to nie miałbym jeść bułki?
- No nie wiem, nie szkoda Panu?
Tego już przyznam szczerze do końca nie zrozumiałem, bo niby czego miałoby mi być szkoda? Zapłaciłem za swoje zakupy, życzyłem Pani miłego dnia i ruszyłem do domu. Czas jaki zajęło mi pokonanie drogi powrotnej to 48 minut i 5 sekund. Ostatecznie tempo, na całej trasie, mimo, że go nie kontrolowałem co kilometr, ukształtowało się na poziomie 4:55/km. A więc zrealizowałem I zakres. 
   A po treningu nie mogło zabraknąć wyjścia do kina z Patrycją. W końcu to już taka, nasza, mała tradycja, że z okazji Mikołajek nie robimy sobie żadnych prezentów tylko kupujemy bilety, 2 mega popcorny i wspólnie oglądamy film zajadając się prażoną kukurydzą. Tym razem wybraliśmy się na "Strażników Marzeń" i na pewno nie żałujemy wyboru, bo film (a w zasadzie bajka) okazał się rewelacyjny! Naprawdę z czystym sumieniem możemy polecić go każdemu, bez względu na wiek :)

1 komentarz:

  1. Troszkę Cię znam, więc wielkie gratulacje za opanowanie przy wczorajszych spotkaniach na trasie - chyba nawet ja bym nie zniosła trzech takich osób z rzędu bez komentarza! :)
    Śniadaniowe bułeczki pyszne, wyjście do kina mega udane (film fantastyczny! a popcorn pycha). Szkoda tylko, że Pati pokutuje toruński spacer bez czapki leżąc w łóżku i faszerując się lekami :( Dobrze, że przynajmniej herbaty z miodem mam pod dostatkiem :)

    OdpowiedzUsuń