Źródło: facebook.com/BiegamBoLubie |
Początek grudnia okazał się bardzo obfity w bieganie. Podczas ostatnich 8 dni pokonałem w sumie ponad 127 kilometrów, a tylko w ostatnim tygodniu uzbierało się ich 105,95. Nigdy wcześniej nie udało mi się osiągnąć takiego kilometrażu, nawet w momencie kiedy trenowałem pod maraton w Warszawie i robiłem wybiegania niedzielne liczące 40 kilometrów. Cieszy mnie fakt, że pierwszy raz udało mi się przekroczyć 100km/tydzień, jednak mój plan zakłada, że tygodniowo będę biegał od 75 do 95 i raczej będę się go trzymał. Tydzień taki jak ten ostatni to raczej jednorazowy wyskok.
Ale jeszcze w sobotę licznik kilometrów wskazywał 82 kilometry. Na szczęście po sobocie jest niedziela, a jak niedziela to wycieczka biegowa. Moja Pati leży chora w łóżku więc celu mojej wyprawy nie trudno było się domyśleć. Przed 7 rano spakowałem plecak, wskoczyłem w buty i obrałem kierunek Pępowo. Pierwsze kilometry pokonywałem w tempie 5:23, 5:16, 5:14, 5:11, 5:08. Trochę byłem tym zdziwiony, ale stwierdziłem, że skoro biegnę z plecakiem i większość trasy mam pod górę to może to jest przyczyna nieco wolniejszego tempa. Dopiero po kilku kolejnych kilometrach zdałem sobie sprawę dlaczego nie mogę rozwinąć "swojej" prędkości - ŚNIEG! Co za osioł ze mnie. Usprawiedliwiając się trochę muszę obiektywnie stwierdzić, że niedzielny poranek to średnio dobra pora na trzeźwe myślenie :) Kiedy minąłem Karczemki i trasa stała się bardziej płaska wzrosło nieco tempo biegu. Jednak dalej nie łamałem 5 minut na kilometr. Chcąc być uczciwym muszę powiedzieć, że po około 3 kilometrach tego biegu miałem ochotę zakończyć trening i zacząłem wyszukiwać już nawet wzrokiem autobusu, który zawiezie mnie na miejsce. No cóż czasem trzeba najpierw pocierpieć, żeby później odczuć prawdziwą radość. A, że takową odczułem niech świadczy fakt, że zamiast skrócić trening... ja go wydłużyłem. Kiedy wbiegłem do Banina, miałem skręcić w lewo i udać się prosto do Pępowa, jednak ubzdurałem sobie, że aby poprawić rekord kilometrów w jednym tygodniu muszę uzyskać 105 kilometrów. Wiedziałem natomiast, że jeśli nie wydłużę trasy to zabraknie mi niecałe 1000 metrów. Biegło mi się już na tyle przyjemnie, że nie zastanawiałem się nawet przez chwilę - prosta decyzją - obiegam Banino. Ostatecznie w Pępowie zameldowałem się po nieco ponad 118 minutach biegu, podczas których pokonałem 23,032km. Średnie tempo na trasie wyniosło 5:08/km, a w końcówce rozsadzała mnie taka radość, że ostatni kilometr przebiegłem w 4 minuty i 41 sekund.
Ta historia o wydłużaniu trasy przypomina mi Foresta Gumpa (bez urazy):). Jeszcze chwila, a będziesz biegał treningowo do Słupska czy Elbląga:)
OdpowiedzUsuńMam rodzinę na granicy niemiecko - holenderskiej i kusi mnie żeby tam kiedyś pobiec :) Taka powiedzmy miesięczna wyprawa to może być fajna przygoda. Ale to raczej melodia przyszłości, bo to raczej nie pozwoli mi się sportowo rozwinąć :)
Usuńa ja rozumiem, mnie czesto na poczatku ciezko sie rozbiegac a pozniej kombinuje jak tu pobiec dluzej;) wczoraj przegiolem i dzis ledwo co na nogach stoje, ale chce zrobic dobra forme na wiosne ;) Ten blog na pewno mnie motywuje. Zdrowia Maly jesli chodzi o noge i zdrowia dla Twojej Pati.
OdpowiedzUsuńA dziękujemy bardzo :) Mam nadzieję, że zarówno Ty jak i ja będziemy błyszczeć formą na wiosnę :)
Usuń