Ostatnio pisałem o bieganiu po białym puchu, padającym śniegu i mroźnej aurze. Jednak dopiero dzisiaj pogoda zafundowała mi zimowy trening. Taki z brodzeniem w śniegu, z zamiecią i mrozem. Choć od razu przyznaje, że temperatury nie mogłem sobie wymarzyć lepszej. Termometr wskazywał -4 stopnie, a więc za mało, żeby padający śnieg się roztapiał i za dużo, żeby przeszkadzać w bieganiu. Jednym słowem było idealnie jeśli weźmiemy pod uwagę porę roku.
Ostatnią noc spędziłem u Pati więc miałem w perspektywie trening poza miastem - rewelacja. Wstałem nieco wcześniej niż zwykle - czułem się wyspany i nie widziałem potrzeby dalszego wegetowania w łóżku. Spod kołdry wymknąłem się chwilę przed 5, najciszej jak potrafiłem, i już 15 minut później miałem na stole, w kuchni, przygotowaną owsiankę, kawę i odcinek serialu. Czegoś jednak mi brakowało, chwila zastanowienia - nie mam mojej książki, którą aktualnie czytam (S. Jurek - Jedz i Biegaj). Wróciłem do pokoju i niestety całe moje starania, żeby nie obudzić Pati poszły w zapomnienie. Kiedy zapytałem czy widziała gdzieś moją lekturę, stwierdziła, żebym sprawdził na dole, bo chyba wczoraj zostawiłem ją razem z plecakiem. Facepalm - mój plecak, a w nim książka, stał sobie w kuchni na krześle obok, wystarczyło się wykazać minimum bystrości. No, ale ważne, że zguba się znalazła. Zanim wyruszyłem pobiegać odbyłem jeszcze eskapadę do sklepu po świeże pieczywo i dzięki temu wiedziałem, że sypie śnieg - nieprzerwanie od wczorajszego wieczora... W związku z tym nie było innej opcji - dzisiaj zakładam dodatkowo kurtkę. W końcu po to ją kupiłem. Przed wyjściem zapowiedziałem Pati, że zamierzam pobiec do Rębiechowa, dalej do Banina, Miszewa i wrócić przez Żukowo.
Sam trening rozpocząłem około 7. Jak widać na pierwszym zdjęciu, panowały jeszcze niemalże egipskie ciemności. Jednak prawdę mówiąc lubię biegać jeszcze przed wschodem słońca, a najlepiej jeśli uda mi się skończyć zanim wstanie Pati :) Już na początku podjąłem decyzję, że skoro to ma być pierwszy trening przy padającym śniegu i po nieodśnieżonej trasie to nie ma sensu patrzeć na tempo. Bieg ma być komfortowy, a że taki był może świadczyć fakt, że po 7.- 8. kilometrze zacząłem sobie nucić pod nosem i nie przestałem tego robić aż do samego końca. Pierwszye tysiączek pokonałem, jak się okazało w domu, w czasie 4:58, jednak co najważniejsze to właśnie na tym pierwszym kilometrze zdecydowałem, że nie ma sensu biec wzdłuż drogi, na której panuje wzmożony ruch i narażać się na niebezpieczeństwo. Postanowiłem, że wydłużę nieznacznie moją dawną siódemkę i przebiegnę ją dwukrotnie. Niby bardziej monotonnie, ale nie do końca. Przecież jedną pętlę pokonywałem po ciemku, a przy drugiej było już względnie widno. Drugi kilometr pobiegłem tempem 4:52/km, by na trzecim uzyskać 4:56, a na kolejnych 5:09, 5:01, 5:03, 4:58. Moja trasa wyglądała tak, że biegłem nieco ponad 1 km, następnie miałem około 6-kilometrową pętlę, którą pokonywałem dwukrotnie i na zakończenie drugiego okrążenia miałem ponownie tysiączek z hakiem do domu. W miarę łatwo można było więc porównać czasy z obu pętli. Pierwszy kilometr, drugiego kółka, okazał się wolniejszy o 7 sekund, a kolejne odpowiednio o 6, 1, 4, 5, 6. Kilometry nie pokrywały się w 100% dlatego w tym momencie miałem przed sobą jeszcze blisko 2 000 metrów, a ostatecznie nawet nieco więcej. Wydłużyłem bowiem trasę chcąc zaliczyć minimum 15 kilometrów. Czasy, jakie uzyskałem na ostatnich 2 tysiączkach, to 5:06 i 5:00. Ostatecznie pokonałem 15,04km w czasie 1:15:50, a więc średnie tempo, podczas dzisiejszego treningu, to 5:03/km. Przy takiej aurze wynik ten mnie w pełni satysfakcjonuje. Udało mi się przebiec założony dystans bez groźnych kontuzji i skończyć trening z uśmiechem na ustach. Czyż nie o to właśnie chodzi w bieganiu?
Jak widać po moich czasach, drugą połowę pobiegłem znacznie wolniej i mimo, że nie czas był dzisiaj najważniejszy, trzeba się zastanowić dlaczego tak się stało. Pierwsze i najważniejsze - wydaje mi się, że zacząłem zbyt szybko, tj. nie dostosowałem prędkości do warunków pogodowych i po prostu nie chcąc się zbytnio przeforsować zwolniłem po połowie. Po drugie wraz z upływem czasu wzrastało natężenie ruchu na drodze i niestety musiałem kilka razy uskoczyć na pobocze, bądź wymijać pieszych na chodnikach. Po trzecie za bardzo się rozluźniłem - kiedy zaczynam sobie nucić, myślami uciekam hen daleko od treningu to często tak się dzieje, że spada mi tempo biegu. Tak mogło być i tym razem. To, wg mnie, takie trzy główne przyczyny tego, że spadła mi prędkość. Ale tak jak napisałem wcześniej - podczas takich treningów jak dzisiaj nie ona jest najważniejsza. To co się naprawdę liczy to czerpanie radości z biegu i pokonywanie coraz większej ilości kilometrów. Tak ja to widzę.
Piękna zima u Twej Pati :D a wciąż sypie...
OdpowiedzUsuńgorąco zapraszam na kolejne treningi za miastem ;)
Ok już się pakuję :) Będę wieczorem :)
UsuńPytanie techniczne, mam brooksy caskadia i ostatnio jak wyszłam na asfalt lekko poprószony śniegiem (temp. ujemna) to miałam wrażanie lekkiego poślizgu i się wystraszyłam...Nie masz takich problemów, a może jakaś specjalna podeszwa? no i czy Ci buty nie przemakają po brodzeniu w śniegu-z tego co pamiętam nie masz goretexu?
OdpowiedzUsuńSzczerze? Mam dokładnie to samo, nawet dzisiaj zastanawiałem się nad tym lekkim poślizgiem przy każdym kroku. Wyciągnąłem następujące wnioski (nie wiem tylko czy słuszne): to niesie ze sobą same korzyści, bo musimy biegać wolniej, a więc nie ma obawy, że się skatujemy i doprowadzimy do wycieńczenia organizm, staramy się uważniej rozglądać dzięki czemu zmniejszamy ryzyko kontuzji no i przy takich poślizgach stopa jest bardziej zaangażowana dzięki czemu pracuje większa ilość mięśni. Czyli same korzyści.
UsuńAle przyznam też szczerze, że przeszła mi przez głowę myśl, żeby spróbować pobiegać w butach trailowych - jakieś Salomony może?
Kurcze, te brooksy kupowałam w biegosferze jako trialowe właśnie i mnie to trochę podłamało jak mam być szczera. Na błotku sprawdzały się dobrze, ale na prószku już nie:(
UsuńZawsze można spróbować wkręcić w nie wkręty. Jednak tak jak napisałem - nie przejmowałbym się tym tylko latał nieco wolniej. W ubiegłym roku tak właśnie zrobiłem i na wiosnę cieszyłem się ekstra wynikami, jak na tamten czas.
Usuńkazde buty beda uciekac zwlaszcza na lodosniegowych powierzchniach jakie teraz sa... brooksy to super buty ;)
OdpowiedzUsuńnajwazniejsze zeby stopy byly suche ;)
OdpowiedzUsuń