No i zaczął się trzeci tydzień II fazy przygotowań do maratonu w Krakowie. Do startu zostało zaledwie 103 dni, a więc czasu coraz mniej. Na tym etapie przygotowań wtorkowy trening sprowadza się, u mnie, do spokojnego biegu na dystansie około 15 kilometrów. Ostatnio moją ulubioną trasą na tego typu biegi jest trasa Chełm - Jasień - Chełm i to właśnie na nią miałem się dzisiaj wybrać. Miałem, bowiem ostatecznie zmieniłem zdanie podczas pochłaniania porannej owsianki. Zaczynam się zastanawiać czy owsianka nie ma na mnie większego wpływu niż na normalnego człowieka :) Ostatecznie zdecydowałem się na bieg... do Pępowa! Przyjemnie jest zacząć tydzień od sprawienia komuś miłej niespodzianki (wierzę, że ta taka była ;-) ).
Wg wskazań mojego Gremlina bieg rozpocząłem 11 minut przed godziną 8. Temperatura odczuwalna wynosiła około 15 stopni poniżej zera. Jednak pomijając lekki ból kolana czułem się naprawdę rewelacyjnie. Zaobserwowałem głód biegania i to taki jakiego już od dawna nie miałem. Po pierwszych dwóch nieco spokojniejszych kilometrach - 5:18, 5:00, następne pokonywałem w czasie poniżej 5 minut. I to aż do samego końca treningu. W dodatku robiłem to bez większego wysiłku. Dałem się nieść nogom i było mi z tym rewelacyjnie. Co do nawierzchni to na chodnikach wciąż zalegało mnóstwo śniegu, aczkolwiek był on zmrożony i poza nielicznymi fragmentami biegło się po nim dość dobrze. W porównaniu do ostatniej mojej wycieczki do Pępowa, zmodyfikowałem nieco trasę. Otóż z kładki przy Auchan nie pobiegłem od razu do Kartuskiej, a zdecydowałem się na bieg przez Karczemki. O wiele przyjemniej biegnie się małymi, bocznymi uliczkami niż poboczem ruchliwej drogi. Na dwa kilometry przed domem Pati miałem tak wyśmienity humor, że jeszcze podkręciłem nieco tempo (4:39/km) i... zacząłem sobie nucić. Kiedy skradałem się w kierunku drzwi wejściowych zastanawiałem się w jaki sposób zaskoczyć tym razem swoją Narzeczoną. Czy zadzwonić dzwonkiem, czy może użyć telefonu. Na nic się jednak zdały moje rozważania. Nie zdążyłem stanąć jeszcze na wycieraczce, a już otworzyły się przede mną drzwi i stanęła w nich Pati. Okazało się, że dostrzegła mnie przez okno kiedy przemykałem przez podjazd. Nie zmienia to jednak faktu, że ucieszyła się z mojej wizyty.
Planowałem przebiec 15 kilometrów, a ostatecznie stanęło na 20 kilometrach i 266 metrach. Średnie tempo jakie wykręciłem to 4:50/km, ale to był po prostu mój dzień. Taki dzień jak dzisiaj chciałbym mieć w Krakowie i Berlinie. Wtedy o wynik będę spokojny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz