Ostatni "środowy" trening na terenie Niemiec już za mną! Tak jak myślałem, organizm ledwo zdąży się przyzwyczaić do nowych warunków, a już trzeba będzie wracać. Aczkolwiek zanim znowu będę latał po Gdańsku czeka mnie jeszcze kilka biegów za zachodnią granicą.
Tak jak pisałem ostatnio, w związku z obawą o kolano, zaplanowałem na dzisiaj jedynie lekkie rozbieganie. Wczorajsza trasa spodobała mi się na tyle, że i tym razem postanowiłem ją pokonać. Aczkolwiek tym razem bez specjalnego wydłużania jak to miało miejsce dzień wcześniej.
Z domu wybiegłem chwilę po tacie, który rozpoczął swój trening o 5:15. Już się zrobił z tego taki mały rytuał. Kiedy słyszę otwierane drzwi to znaczy, że pora się ubierać, przygotować Pati porcję kofeiny i wyruszać na trasę.
Dzisiaj zacząłem nieco spokojniej niż we wtorek. Pierwszy kilometr zajął mi 5 minut i 16 sekund, a na kolejnym przyspieszyłem ledwie o 3 sekundy. Nie spieszyło mi się, cieszyłem się, że kolano się nie odzywało. Plany planami, ale jednak najważniejsze jest zdrowie. Więc skoro nie umiem sobie odmówić biegania nawet na krótki okres to przynajmniej staram się, żeby było jak najmniej obciążające dla organizmu. Wyrzuty z powodu odpuszczenia przebieżek, nie będę ukrywał, są. Jednak późniejsze treningi będą równie ważne albo jeszcze ważniejsze dlatego chcę do nich przystąpić w pełni sprawny.
Wracając do dzisiejszego biegania to aż do 6. kilometra biegłem takim, nieco wolniejszym tempem. Pierwszy raz poniżej 5 minut zszedłem podczas 7. "tysiączka" i nie zwolniłem już do samego końca. Nawet na ostatnich 2 kilometrach kiedy zmuszony byłem do biegu z unieruchomioną jedną ręką. Nie, nie nic mi się nie stało. Po prostu dzisiaj jest... Wigilia Dnia Zakochanych i z tej okazji postanowiłem sprawić niespodziankę wszystkim bliskim mi kobietom i zafundować im świeże, pachnące bułeczki :) W związku z tym drogę od piekarni do domu pokonałem z reklamówką "pełną" smakołyków.
A na samym treningu przebiegłem łącznie 14 kilometrów i 459 metrów ze średnią prędkością 12:02km/h. A już jutro wybiorę się na trasę "Bad Bentheim - "Trink Hala" - Bad Bentheim" po raz trzeci i ostatni w tym tygodniu :)
Mój ulubiony post :)
OdpowiedzUsuńTwój ulubiony post dodam dzisiaj ;-)
OdpowiedzUsuńThis article is in fact a good one it assists new the web visitors,
OdpowiedzUsuńwho are wishing for blogging.
Here is my webpage rootcanalcosts100.Com
I've a WordPress blog with Arras theme. This site strangely shows different on different computers. On some computers, I realize all 3 columsn, on other PC, I realize only 1. On other PCs, some wiered things. Please somebody assist me to..
OdpowiedzUsuńHere is my blog post Paxillawsuit.tv
Mlody-powiedz mi SZCZERZE:nie masz gorszych dni?takich ze nie chce Ci sie nawet butów zalozyc?Takich ze zatrzymujesz sie w polowie trasy i wracasz do domu?jak sobie radzisz ze zniechęceniem???Jak doszedłeś do tego ze biegasz po 15km i tak lekko jakbys do sklepu po poranne buleczki wyszedł???NO JAK? Pozdrawiam .franklina
OdpowiedzUsuńMam. Pewnie, że mam. Opisywałem tutaj nawet kilka z nich, ale wiem, że jeżeli odpuszczę trening to ten dzień będzie jeszcze gorszy. Zjedzą mnie wyrzuty sumienia. Ponadto ja uwielbiam biegać więc sobie latam 5 razy w tygodniu, a te 2 dni, jak dzisiaj, pozwalają mi zatęsknić za porannym treningiem. Jak doszedłem do 15 kilometrów? Wolno, konsekwentnie i systematycznie :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia! :)
Mały, stanowczo jesteś inspiracją - dzięki za tego bloga! :-)
OdpowiedzUsuń