Już po zakupach :) |
Z samego rana obudziłem Moją Pati, aby ją wyściskać i obdarować jakimś drobiazgiem, a następnie wyruszyłem na trening. Ale nie sam! Moja siostra postanowiła, że pobiegnie ze mną. Już na samym początku ustaliliśmy, że pod koniec biegu zalecimy do piekarni i kupimy coś pysznego dla wszystkich domowników. Zaczęliśmy spokojnie - 5:15/km. Następne kilometry pokonywaliśmy kolejno w 5:14, 5:12. I wtedy, na 4. odcinku, Mała przegrała walkę z żołądkiem i uznała, że musi "na chwilę przerwać trening". Ponadto nie czuła się najlepiej i stwierdziła, żebym dalej biegł sam. No nic, miało być wspólne 15 kilometrów, a skończyło się (jak mi się wtedy wydawało) na trzech.
Trening skoro... świt? :) |
Tak więc dalej znowu lecieliśmy razem. A ja, żeby to "uczcić" zarządziłem drobną zmianę trasy. Zamiast biec wzdłuż głównej ulicy odbiliśmy w osiedla domków jednorodzinnych i skierowaliśmy się w stronę szpitala w Bad Bentheim, który sąsiaduje z piekarnią. Co ważne, z piekarnią, gdzie pani ekspedientka komunikuj się w języku angielskim, gdyż nie będę ukrywał, że 5 lat mojej nauki niemieckiego na niewiele się zdało. Drogę "zum Bäckerei" pokonywaliśmy w tempie od 5:01 do 5:08/km. Tam zrobiliśmy takie zakupy, że na dalszą trasę, a zostały jeszcze 2 kilometry, zostaliśmy zaopatrzeni w... skrzyneczkę. Spodziewałem się, że mocno nas to spowolni. Jednak zadziałała chyba "magia Walentynek" bo 14. kilometr zajął nam 4 minuty i 50 sekund. Dokładnie tyle samo co ostatni odcinek!
Łącznie wyszło 15 kilometrów i 88 metrów. Zajęło nam to 1 godzinę 14 minut i 48 sekund. Uzyskaliśmy średnie tempo 4:57/km. A po biegu zebraliśmy wszystkich domowników i wręczyliśmy im zakupione w piekarni smakołyki :)
Trochę też zabłądziliśmy :D Ale racja za uśmiechy bliskich było warto!!! :) I chyba serduszka smakowały :D Mój donacik przy pierwszej okazji został pochłonięty - pyyyycha! :)
OdpowiedzUsuńAch, ta Pati to ma z Tobą dobrze :)
OdpowiedzUsuń