W ramach niedzielnego wybiegania postanowiłem pozwiedzać pobliskie okolice. Aczkolwiek tym razem nie zamierzałem przekraczać granicy. Wolałem biec wzdłuż niej. Trasa treningu w całości miała znajdować się na terenie Niemiec. Chciałem sobie przypomnieć nieco swoje letnie, biegowe ścieżki, które pokonywałem wspólnie z Pati w ramach przygotowań do 34. Maratonu Warszawskiego. Jako, że nie chciałem brać ze sobą latarki, a jednocześnie w miarę wcześnie skończyć trening, żeby wybrać się na karnawał, idealną porą na rozpoczęcie treningu była 8 rano. W planach miałem 34 kilometry i nieco obawiałem się jak taki dystans zniesie moje kolano oraz żołądek. Wciąż w pamięci miałem ten koszmarny, wtorkowy trening i dlatego miałem pewne obawy. Ale nie zamierzałem mimo to rezygnować z biegu.
Z domu wyruszyłem z kilkuminutowym opóźnieniem i skierowałem się na północ, w stronę autostrady A30. Pierwsze 3-4 kilometry pokonałem w tempie 5:02-5:10/km. Trasa w tym momencie prowadziła przez las, aczkolwiek biegłem równą i płaską ścieżką rowerową. Kiedy minąłem autostradę obrałem kurs na Nordhorn i tutaj nieco się załamałem. A miało to miejsce kiedy wybiegłem z zza jednego z zakrętów i zobaczyłem płaską, prostą drogę, o długości (jak się później okazało) około 5 kilometrów! Generalnie można by powiedzieć, że to marzenie biegacza - zero wzniesień, równo jak na stole - tylko biec! Ale jednak kiedy widok tak długiej prostej podcina nieco skrzydła. Kiedy mam przed sobą 300-400 metrów to chce je przelecieć jak najszybciej, żeby zobaczyć co będzie za zakrętem, jednak kiedy mam przed sobą kilka kilometrów to już zupełnie inna bajka.
Końca nie widać... |
Kiedy dobiegłem do Westenberg skierowałem się na wschód, w stronę Gildehaus i Bad Bentheim. Tą część trasy znałem bardzo dobrze. To właśnie tędy biegłem w sobotę. Wiedziałem więc, że od domu dzieli mnie zaledwie 9 kilometrów. W Gildehaus, 6 kilometrów od domu, zacząłem mimowolnie przyspieszać. Na 28. kilometrze moje tempo wynosiło jeszcze 5:00/km, ale następny odcinek pokonałem już w 4 minuty i 56 sekund, a na ostatnim tysiączku mój Gremlin wyliczył mi tempo 4:32/km.
W końcówce zaleciałem jeszcze na stację benzynową po kawę i lody i chwilę później zdejmowałem już ze stóp swoje niebieskie Duchy. Przebiegłem 33 kilometry i 747 metrów w czasie 2:50:12. Średnie tempo wyniosło 5:03/km. A po treningu wspólnie z siostrą i Patrycją wybraliśmy się na karnawał do Oldenzaal, a później na obiad do Kinika i lodowe szaleństwo w MC Donaldzie :) To był naprawdę dzień pełen wrażeń! Parada karnawałowa okazała się fantastyczna. Całe miasto było poprzebierane. Ludzie organizowali imprezy w domach, na chodnikach, w lokalach. Wyciągali na ulice stoliki, masę alkoholu, coś do jedzenia, głośniki i zaczynali się bawić, tańczyć, śpiewać. Pierwszy raz coś takiego widzieliśmy. Jeżeli kiedyś jeszcze będzie nam dane wziąć udział w takim wydarzeniu na pewno pomyślimy o kostiumach, bo te mieli na sobie niemalże wszyscy, niezależnie od wieku :)
Moje pobiegowe śniadanko przygotowane przez Pati :) |
Jak to się stało,że w ogóle znalazłeś się w Niemczech?Długo tam będziesz?
OdpowiedzUsuńA no tak jakoś wyszło :) A kto w ogóle pyta? ;>
Usuń