Na skróty

3 maja 2013

I Półmaraton Śladami Bronka Malinowskiego Grudziądz - Rulewo

   Początek maja był dość zabiegany. I to zarówno pod względem sportowym jak i czasowym. Od trzech dni nie napisałem żadnego posta, jednak jak nie trudno się domyśleć - nie zaniedbałem w tym czasie biegania. Biegałem, jasne, że biegałem. Kto wie nawet czy nie za dużo. W końcu od maratonu minęło zaledwie kilka dni. Aczkolwiek nie ma co gdybać - na początek majówki zrobiłem sobie luźne rozbieganie w okolicach Pępowa. Najpierw poleciałem do Rębiechowa, następnie odbiłem w stronę Banina, Miszewa, aby ostatecznie po 11 kilometrach i 545 metrach znaleźć się ponownie u Pati. Tempo 5:45/km mówi wszystko o intensywności tego biegu.
   W czwartek mieliśmy zaplanowaną podróż do Grudziądza. Jako, że autobus wyruszał dopiero około 13, również i tego dnia zrobiłem sobie lekki trening. Trasa podobna do tej z dnia poprzedniego z jedną małą modyfikacją. Otóż będąc w Miszewie, nie skierowałem się bezpośrednie do Pępowa, a poleciałem dalej do Żukowa. Dopiero stamtąd odbiłem w kierunku miejsca przeznaczenia. Modyfikacja ta sprawiła, że trening wydłużył mi się do 16 kilometrów i 229 metrów. Biegłem też już nieco szybciej - średnie tempo wyniosło 5:04/km.
   Do Grudziądza jechałem przede wszystkim z zamiarem dobrej zabawy. Tak naprawdę, dla mnie sezon już się skończył po krakowskim maratonie. To był start docelowy i następne życiówki będę chciał bić dopiero jesienią. 
   Początkowo chciałem polecieć spokojnie na około 2h. Jednak im bliżej startu tym bardziej narastała we mnie chęć mocniejszego biegu. O poprawie czasu nie myślałem, ale... szczerze przyznam, że przemknęła mi myśl o podium w kategorii. Może to brak skromności z mojej strony, może pycha. Mimo, że nikomu nic o tym nie wspominałem to gdzieś tam w głowie pojawiła się taka myśl, że "kurczę, fajnie by było stanąć na podium". Aczkolwiek wielkich nadziei sobie nie robiłem. Nogi wciąż się odzywały, impreza mimo, że kameralna to jednak dość mocno obsadzona (na liście startowej znaleźli się m.in. Boniface Nduva, Artur Pelo, Piotr Suchenia).
   Ostateczna decyzja co do taktyki na bieg miała zapaść tuż przed startem. W piątek wstałem skoro świt, zjadłem owsiankę i... poszedłem pobiegać. Chciałem sprawdzić trochę nogi. Przeleciałem 5km w średnim tempie 4:42/km. Aczkolwiek był to bieg z narastającą prędkością. O ile pierwszy kilometr zajął mi 5 minut i 1 sekundę, o tyle prędkość na ostatnim wyniosła 14,46 km/h (4:09/km). Czyli mogłem biegać szybciej. Niemniej wciąż czułem nogi. Wiedziałem, że jak polecę na maksa to prędzej czy później ta prawa noga odmówi mi dalszej współpracy. Zapadła decyzja - biegnę mocno, ale bez przeginania. Wynik poniżej 1:30 to to co chcę osiągnąć w Grudziądzu!
   Około 10 zameldowaliśmy się na stadionie lokalnej Olimpii, a godzinę później prezydent miasta, a prywatnie brat Bronisława Malinowskiego, wystrzałem rozpoczął półmaraton. Jedno okrążenie wokół stadionu i wybiegliśmy na miasto. Początek był mocno szarpany w moim, przynajmniej w moim wykonaniu.
   Pierwszy kilometr poleciałem w 3:45 i o ile na kolejnych dwóch zwolniłem do około 4 minut na kilometr, o tyle 4. tysiączek to znowu szaleńcze 3:44. To nie wróżyło dobrze. Na szczęście w tym momencie wylecieliśmy z miasta. Skończyły się też przetasowania w stawce, uspokoiło się tempo. Biegłem swoje. Aż do 8. kilometra. Znowu ta prawa noga. Nie wiem czy to problemy z mięśniami, więzadłami czy czymś innymi. Wiem tylko, że jak już mnie dopada to muszę naprawdę się starać, gimnastykować i kombinować, żeby dalej biec.
   Ale co tam poradziłem sobie w Krakowie, dałem radę i tutaj. Uczciwie jednak powiem, że w Grudziądzu było o wiele gorzej. W jednej z mijanych miejscowości, stojąca przy drodze kobieta krzyknęła, że nas liczy i że jestem 17. Popatrzyłem przed siebie - w zasięgu wzroku miałem 6 osób. Jednak dzieliło nas kilkaset metrów. Uznałem, że sukcesem prawdziwym sukcesem będzie dowiezienie tej 17. pozycji do mety. Aczkolwiek było tak ciężko, że zacząłem sobie wmawiać, że pierwsza 30stka też nie będzie zła. 
   Kolejne kilometry biegłem w miarę równo. Nawet pomimo faktu, że każdy krok to była wielka niewiadoma. Noga mogła odmówić posłuszeństwa w każdej chwili. W pewnym momencie już nawet zacząłem się rozglądać za służbami medycznymi.

  Trasa nie należała do najłatwiejszych. Ostatnie kilometry były mocno pofałdowane. Dodatkowo odcinkami biegło się po piachu. I w takich oto warunkach, około 19. kilometra dogoniłem 4-osobową grupę biegaczy znajdujących się przede mną. Dwóch zawodników urwało się jakiś czas temu i na rywalizację z nimi nie miałem już szans.
   Moim sprzymierzeńcem okazał się podbieg w okolicach 20. kilometra. Kiedy wyprzedziłem te 4 osoby chwilę wcześniej, a na podbiegu zwiększył się dystans między nami, byłem już niemal pewny, że uda mi się dowieźć to miejsce do mety. Według wyliczeń, mijanej jakiś czas temu, starszej kobiety, oznaczało to, że przekroczę metę jako 13. zawodnik. Chyba tylko ta myśl dodawała mi sił w końcówce.
   Ostatecznie na metę wpadłem po 1 godzinie 24 minutach i 59 sekundach od wystrzału startera (czas netto - 1:24:54). I co się okazało? Owa starsza Pani "nieco" pomyliła się w rachunkach. Uciekło jej gdzieś 8 biegaczy. I tym oto sposobem zająłem miejsce 21. w OPEN oraz 7. w swojej kategorii wiekowej. Nawet jeżeli wezmę pod uwagę fakt, że pierwsze dwa miejsca przypadły biegaczom z M-20 to i tak do "pudła" zabrakło mi... 70 sekund :) Niewiele... I BARDZO DOBRZE! Będzie motywacja do solidnych treningów :)
   A po biegu wielkie grillowanie. W końcu ten półmaraton miał być tylko majówkową zabawą oraz okazją do uczczenia pamięci znakomitego sportowca. Po ciężkim okresie treningów pod maraton, w końcu mogłem usiąść z Moją Pati, ze znajomymi, napić się piwa, zjeść pączka czy kiełbaskę z grilla :) Ostatni raz kiedy siadłem sobie w towarzystwie i bez żadnych wyrzutów po prostu wypiłem sobie kilka piw miał miejsce około pół roku temu - dokładnie po... ostatnim jesiennym starcie :)




 

2 komentarze:

  1. Nie lubię takich wpisów, zazwyczaj czytając relacje z zawodów porównuje to, co piszesz ze swoimi odczuciami, a tak to jedynie puste słowa ... Koniec z osobnymi startami! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsze zdjęcie jest chyba naszym najlepszym zdjęciem EVER! :D Ale wiadomo - Kamil Fotograf :)
    Wyjazd mega udany! Pomimo problemów komunikacyjnych, uważam, że organizacja na mecie była super! Poza tym bardzo pozytywnie zaskoczył mnie Grudziądz! Ładnie, tanio i pysznie :)
    Grillowanie po biegu - świetne towarzystwo i mnóstwo jedzenia - wielkie dzięki dla Rodziców Kamila! Bawiliśmy się przednio :D

    OdpowiedzUsuń