Na skróty

10 maja 2013

Mój pierwszy raz - serce mocniej zabiło

Zamknąłem oczy i czułem, że frunę...
   Kolejny piątek i kolejny raz wyłamuję się ze schematu. Ten bowiem zakłada, że piątki mam wolne. Jednakże, w związku z jutrzejszym startem w Gdyni, nieco zmieniłem rozkład treningów w tygodniu. Wolne miałem wczoraj, a na dzisiaj zaplanowałem spokojne 11 kilometrów i kilka przebieżek. Jednak zarówno pierwsza jak i druga część treningu miała dodatkowe cele. Jeżeli chodzi o 11stkę to zamierzałem przebiec ją w taki sposób, żeby nie odczuwać żadnego bólu. Szczególnie z tyłu kolan, gdzie ponaciągałem sobie mięśnie/więzadła czy cokolwiek innego się znajduje. Natomiast przebieżki... cóż to były coś na co czekałem już od środy. I to czekałem z wytęsknieniem. To właśnie podczas tych kilku setek pod blokiem miałem po raz pierwszy polatać w swoich nowych kapciach spod znaku łyżwy.
   Pobudka około 5 nie robi na mnie najmniejszego wrażenia. Prawdę mówiąc obudziłem się już godzinę wcześniej, ale uznałem, że wstawanie o 4 to byłby obłęd. Także pospałem jeszcze godzinkę.
   Garnek, mleko, owsianka, palnik. Następnie poranna toaleta i obowiązkowo ważenie. Moja waga, po grudziądzkiej rozpuście, wraca powoli do normy. Po powrocie pierwsza cyferka na wyświetlaczu to była ósemka. Dzisiaj, wg mojego Tristara, ważę 76,1 kg, a więc na dniach znowu powinienem się łapać w swoje widełki - 74,5 - 75,5kg.
   Na pierwszą część treningu wciągnąłem na siebie "Glajdy" i kwadrans przed 8 ruszyłem na gdański Chełm. Początkowo nogi chyba miały zamiar zaprotestować. Na szczęście szybko dały sobie spokój.
   Biegło się naprawdę przyjemnie. Temperatura oscylowała wokół 15 stopni, słońce schowane było za chmurami. Do tego, przy Tesco, Panowie Kosiarze doprowadzali do ładu trawniki. Ten zapach koszonej trawy - coś wspaniałego!
   Miałem nieco obawy przed zbiegami i podbiegami, jednak nie forsując tempa, pokonywałem kolejne pagórki bez jakichkolwiek problemów. Takowe nie pojawiły się nawet wzdłuż Aleji Havla.
... w oddali migotały tylko pomarańczowe poświaty...
   W sumie przeleciałem 11 kilometrów i 12 metrów, co zajęło mi 57 minut oraz 21 sekund. Średnie tempo 5:12/km może i nie powala, tym bardziej, że jutro planuję biec "nieco" szybciej, ale naprawdę wolałem chuchać i dmuchać na swoje nogi. W końcu jutro mają mnie ponieść. Może nie po rekord, ale 4 dyszki byłoby miło złamać po raz drugi :)
   Przejdźmy jednak do drugiej części treningu. W końcu! W końcu na moich nogach zameldowały się Lunarspider'y. Lekkość, miękkość - to pierwsze dwa słowa o jakich pomyślałem po założeniu tych kapci. Pierwsza setka w 17 sekund i czułem moc. Biegło się naprawdę przyjemnie... przyjemnie i szybko! A to wszystko bez większego wysiłku. Kolejne 100 metrów również poleciałem w identycznym czasie, a na kolejnych dwóch udało mi się przyspieszyć do 16 sekund.
Jest moc - Jest dobrze
   Jednak podczas 4. przebieżki coś się stało. Już w trakcie biegu czułem, że mnie lekko zatyka. Kiedy przeleciałem setkę miałem problem ze złapaniem oddechu, lekko ugięły się pode mną nogi, Gremlin pokazał tętno 219 bpm. Naprawdę się wystraszyłem. Na szczęście po chwili wszystko wróciło do normy i ostatnią długość pobiegłem spokojnie, w 17 sekund i na tym zakończyłem dzisiejszy trening. Teraz pora popracować nieco nad projektami, pracami i wszystkim co związane z uczelnią. W końcu bieganie to tylko hobby :) A już jutro widzimy się, przynajmniej z częścią z Was, w Gdyni. Powodzenia wszystkim startującym - nie tylko w miejscowości na północ od Sopotu, ale w każdym zakątku Polski! :)

1 komentarz:

  1. W takim razie do zobaczenia jutro. jesli uda mi sie zlamac 45 to bedzie pieknie - od 2 tyg.bez biegania i wlasnie wrocilem z pracy :( Powodzenia

    OdpowiedzUsuń