Czyżbym porzucił "walenie z pięty"...? |
No i mamy piątek, a więc do końca tygodnia zostały jedynie dwa weekendowe treningi. Jednak jeden jest to bieg do pracy, a drugi latam wspólnie z Pati. Także przede mną, w tym tygodniu, już tylko czysta przyjemność. A warto dodać, że jest to wyjątkowy tydzień. Dlaczego? Otóż właśnie kończy się II faza i zaczyna okres najcięższej pracy. Faza III to czas kiedy włączę do treningów biegi w tempie maratońskim, II/III zakres oraz przede wszystkim - interwały.
No i właśnie o interwałach rozmyślałem od początku obecnego tygodnia. Zastanawiałem się gdzie i w jaki sposób najlepiej je biegać, żeby przyniosły oczekiwane rezultaty. Jeżeli chodzi o ilość to pozostanę wierny dla utartego schematu - 8 x 1000m. Mógłbym znaleźć pętlę o długości 1 kilometra i latać tysiączki identycznie jak na Chełmie. Mógłbym również znaleźć około 12-kilometrową trasę (tyle mniej więcej wynosi dystans treningu interwałowego licząc z truchtem pomiędzy seriami) i na niej realizować założenia. Jednak zdecydowałem się jeszcze na coś innego!
Otóż w środy, kiedy to pokonuję nieco mniej kilometrów niż we wtorek czy czwartek, postanowiłem pobłądzić nieco po Gildehaus. Tym bardziej, że wcześniej w domu rzuciło mi się na mapie jedno miejsce i koniecznie chciałem sprawdzić jak wygląda ono w rzeczywistości. O czym mówię? O... stadionie, a dokładnie o bieżni wokół niego!
Kiedy znalazłem się w pobliżu owego obiektu chwilę po 6 rano pomyślałem, że pewnie jest zamknięty. Ale gdzie tam - brama otwarta, nikogo w pobliżu. Bez problemu wbiegłem i pokonałem testowo jedno okrążenie. Fajnie było poczuć tartan pod nogami. Już nie mogę się doczekać przyszłotygodniowych interwałów. Zdaję sobie jednak sprawę, że już po pierwszym mocnym kilometrze będę klął na czym świat stoi i to do samego końca treningu. Ale fala radości, która przyjdzie później wszystko wynagrodzi.
No, ale niewiele napisałem odnośnie dwóch ostatnich treningów. Otóż w środę, kiedy znalazłem stadion, zrobiłem w sumie 15 spokojnych kilometrów oraz 5 x 200 metrów. Jednak postanowiłem nieco zwolnić na przebieżkach. I wiecie co? Te dwusetki wcale nie są takie straszne. Wg Danielsa i tak pobiegłem je za szybko (zamiast 38 zajmowały mi od 35 do 32 sekund), ale miałem pełną kontrolę nad tempem - nie leciałem "w trupa".
Jeżeli zaś chodzi o czwartek to był to najbardziej "pospolity" dzień treningowy w całym tygodniu. Jednak cieszyłem się, że nie muszę za mocno wysilać się na treningu, bowiem dzień wcześniej wróciłem z pracy dopiero po 21, a pobudkę miałem już o 3:30. Mocny trening po kilku godzinach snu mógłby się okazać niewykonalny. A tak przebiegłem w spokojnym tempie założone 19, z niewielkim haczykiem, kilometrów.
Jeżeli zaś chodzi o liczby wyglądało to następująco. W środę pokonałem 19 kilometrów i 410 metrów w czasie 1:26:52 co dało średnie tempo 4:29/km. Zaś czwartkowy trening zajął mi dokładnie 89 minut, w czasie których przebiegłem 19 kilometrów oraz 320 metrów. Średnie tempo wyniosło 4:36/km.
Nie pisałem tym razem o wartościach tętna. Dlaczego? Otóż wydaje mi się, że naprawdę już pora na wymianę baterii w moim Gremlinie. Skąd taki pomysł? Obserwuję coraz więcej anomalii. Kilka razy pojawiły się wartości maksymalne rzędu 190-200 bpm, podczas podbiegów serce uderzało z częstotliwością 112 uderzeń na minutę by chwilę później w czasie swobodnego zbiegu notować tętno o 40 bpm większe. Tak więc coś jest wyraźnie nie tak jak być powinno i raczej nie są to problemy z organizmem. Bo ten śmiga jak należy!
Witam, masz na myśli wymianę baterii w pasie mierzącym puls czy w samym urządzeniu? Również od miesiąca obserwuję takie skoki nawet do 230 bpm.
OdpowiedzUsuńW pasku :) W samym urządzeniu nie ma chyba w ogóle takiej możliwości o ile się nie mylę (czytałem kiedyś o tym gdzieś w internecie)
OdpowiedzUsuń