Na skróty

19 maja 2014

Zwykły, niezwykły półmaraton po Gdańsku

   To miał być zwyczajny, niedzielny trening. Niedzielny, a więc nieco dłuższy od tych, które realizuję w ciągu tygodnia. Nie chciałem jednak mocno przesadzać z kilometrażem. Dziwnie to brzmi, kiedy ja - fan "długo i wolno", nie chcę robić zbyt długiego treningu. Ale tak faktycznie było. Tego dnia nie chciałem naklepać mnóstwa kilometrów. Wolałem tylko odrobinę wydłużyć tygodniowe treningi. Dystans około 20-25 kilometrów wydawał się w sam raz.
   Na FB zobaczyłem, że część znajomych postanowiła wybrać się na wycieczkę biegową z Gdyni do Gdańska. Małej nie było w Trójmieście, więc pomyślałem, że fajnie by było się podłączyć do owej grupy. Zobaczyłem na listę osób i szybko wybrałem numer do Michała. Ten jednak ostatecznie zrezygnował. Zadzwoniłem więc do Piotrka - ta sama historia. W końcu dałem sobie spokój z wycieczką. Najnowszy plan wyglądał tak - pobiegam po trójmiejskich chodnikach.

   Wskoczyłem w biegowe szaty, złapałem satelity, pożegnałem się z Pati i ruszyłem. I kiedy po 100 metrach miałem odbić do Parku Reagana i dalej w kierunku Sopotu, coś mnie tknęło. Skręciłem w przeciwną stronę i za cel obrałem Gdańsk Główny. 
   Dawno, w zasadzie to nawet nie wiem czy kiedykolwiek, nie latałem długich treningów w całości w Grodzie Neptuna. Miała to być kolejna wycieczka po moim ukochanym mieście.
   Mimo iż wczoraj startowałem w zawodach tętno od początku wydawało się dziwnie niskie. Wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że coś się zmieniło, coś drgnęło w dobrą stronę.
   Pierwszy kilometr minął naprawdę przyjemnie i trzeba przyznać, że dość szybko - 5:13. Na kolejnych tysiączkach jeszcze przyspieszyłem. Na 4. po raz pierwszy tego dnia rozmieniłem 5:00/km. Oczywiście nie kontrolowałem tempa w czasie biegu. Dane sprawdziłem dopiero w domu. Biegnąc założyłem sobie, że mam przebiec ponad 20 kilometrów i ma to być trening komfortowy. Żadne zajeżdżanie i katowanie się nie wchodziło w rachubę.
   Nogi niosły aż miło. Nie robiłem sobie żadnych postojów, poza tymi na światłach i jednym z powodu telefonu. Tym razem po prostu nie były mi one potrzebne. Naprawdę czułem, że zaszła jakaś zmiana. Nie wiem czy też tak macie. Wygląda to następująco - trenujecie pod jakieś zawody, latacie na danych prędkościach, startujecie, a od następnego dnia prędkości sprzed zawodów wydają się dziwnie powolne. Czasami to jest różnica raptem kilku sekund. Jednak jest wyczuwalna.
   Tak właśnie było w moim przypadku, po sobotnim starcie. Najwolniejszym kilometrem (5:18) okazał się 13. podczas którego "wdrapywałem się" na Morenę. W tym momencie miałem trochę z górki. Postanowiłem nieco odświeżyć nogi - puściłem się w dół. Szkoda, że po drodze trafiłem na schody, a później musiałem się przebić przez teren budowy. Mogło wyjść naprawdę szybko, ale i tak nie mam powodów do narzekań. Kilometr pokonany w 4 minuty i 15 sekund to w mojej obecnej formie powód do zadowolenia!
   Kolejny już o wiele spokojniej, ale jednak wciąż poniżej 5 minut - 4:50. I co ciekawe był to najwolniejszy z pozostałych 7 pełnych tysiączków. To był bieg z narastającą prędkością, aczkolwiek bardzo spontaniczny. Po prostu przyspieszałem, zaczynałem się nieco męczyć, chciałem mieć to już za sobą, zatrzymać się, a więc jeszcze bardziej przyspieszałem, aby być już w domu.
   Kolejne odcinki pokonywałem odpowiednio w 4:44, 4:48, 4:48, 4:36, 4:33, 4:29. Tym oto sposobem pokonałem dystans 21 kilometrów i 149 metrów w czasie 1:44:33. Półmaraton w średnim tempie 4:57/km? Do tego średnie tętno na poziomie 156 bpm? Powiem krótko - powolutku i do przodu!

2 komentarze:

  1. Nigdy nie myślałem że będę biegał. Mam 41 lat. W styczniu stanąłem na wadze i co ? 122,5 kg przy wzroście 1,72 m. Stwierdzony bezdech senny, ciśnienie metaboliczne 160/110, trójglicerydy ponad 300. powiedziałem stop i poszedłem do dietetyka. W lutym zacząłem truchtać przy diecie 1400 kalorii nie było łatwo ale...
    "Przebiegłem" 10 maja (po 20 latach) bieg europejski w Gdyni (57:27 to mój Mont Ewerest). Ważę 93,5 kg i będę biegał :))) Przez przypadek trafiłem na Twojego bloga i mam nadzieje że mi tak jak Tobie kiedyś się uda przełamać kolejną barierę i też przebiegnę maraton. Podziwiam tych którym się chce i mają tyle siły w sobie....
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo za decyzję, za chęci do zmian i za wytrwałość. Dokonałeś tego - zmieniłeś się. Wstać z kanapy jest cholernie trudno. Chciałeś, wstałeś wiec jak będziesz chciał to i maraton przebiegniesz. Trzymam kciuki. Powodzenia

    OdpowiedzUsuń