Na skróty

2 stycznia 2014

Biegowa inauguracja roku

Również tato poznał "nasze" schody
   Ostatni dzień w roku 2013 spędziłem na biegowych ścieżkach. Nie latałem sam - była ze mną siostra. Zafundowaliśmy sobie nieco ponad 80 minut ruchu na świeżym powietrzu. I tym sportowym akcentem pożegnaliśmy się z rokiem 2013.
   A jak zaczął się dla mnie rok 2014? Nie będę oryginalny, raczej nikogo nie zaskoczę - również biegowo. I również było to bieganie rodzinne. Jednak tym razem nie szurałem z siostrą. Otóż byłem na treningu z... tatem! Pierwszy raz w życiu latałem po ukochanym Trójmieście z tatem. Chciałem pokazać mu jak najwięcej ciekawych miejsc. Długo zastanawiałem się gdzie pobiec. Ostatecznie wybrałem... swoją standardową trasę. Park Reagana, nadmorskie alejki, Ergo Arena, Molo, klif - czego chcieć więcej? Mam cholerne szczęście, że mogę trenować na tak malowniczej trasie!

   Biegło się super. Nawet pomimo faktu, że poprzedniej nocy położyliśmy się nieco później niż o 22 :) Jednak żaden z nas nie przesadził z alkoholem, więc trening nie należał do "przykrych obowiązków". To była raczej spokojna wycieczka.
Jak jest? Jest DOBRZE!
   O ile pierwszego dnia roku 2014 nie miałem najmniejszych problemów z motywacją na wyjście na trening, o tyle 24 godziny później już tak pięknie nie było! Nie chciało mi się! Cholernie nie chciało mi się wychodzić na trening! Wczoraj spędziłem bardzo przyjemny, leniwy dzień z najbliższymi i to rozleniwienie nie zniknęło przez noc. 
   Zrobiłem nawet przegląd wymówek. Naprawdę nie musiałem wychodzić - biodro ciągle nie daje spokoju. Nie lepiej wygląda sytuacja z łydką. 
   Ociągałem się i co chwilę odkładałem wyjście z domu. W końcu jednak wciągnąłem "biego-szaty" i zamknąłem za sobą drzwi mieszkania. Pulsometr zostawiłem w domu. Gremlina odwróciłem na przegubie, żebym nie zerkał na tempo. Powiedziałem sobie, że jeżeli wraz z kolejnymi kilometrami nic się nie zmieni, to nie będę się męczył tylko wrócę do domu. Taka była umowa. Ruszyłem...
   Nie jest najgorzej - pomyślałem. Byłem tak mocno negatywnie nastawiony, że wszystkie bóle, dyskomforty były jakieś takie niespecjalne. Spodziewałem się, że lada chwila odpadnie mi noga, albo wypluję płuca lub nie wiadomo co jeszcze. A co mi tam jakaś obolała łydka.
Najbliższe tygodnie będą... ORZECHOWE :)
   Już na pierwszym kilometrze postanowiłem, że nie pobiegnę swoją standardową trasą. Potrzebowałem jakiegoś bodźca, zmiany, czegoś innego.
   Po dobiegnięciu nad morze skręciłem w prawo. Tym razem poleciałem w stronę gdańskiego molo. Z każdym kolejnym krokiem poprawiał mi się nastrój. Wzrastało też tempo. Nieznacznie, ale jednak. Nie kontrolowałem odczytów Gremlina, ale czułem to. To było fajne. Nie człapałem, ale biegłem. Nie wiem, czy takie odczucie było spowodowane faktycznie prędkością czy może jednak moim podejściem? Nie ważne - to co się liczyło to to, że ten bieg mi się podobał! Było tak, jak życzyłbym sobie aby było na każdym treningu.
   Tak więc nowy rok zapowiada się naprawdę fajnie jeżeli chodzi o bieganie. A przecież ten rok będzie rokiem wielkich zmian w moim życiu! I nie mówię tutaj o jego biegowej części :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz