Na skróty

24 lutego 2013

O rany! Gdańsk zasypany!


Zima opanowała Pomorze
   Już w momencie kiedy kładłem się wczoraj spać zauważyłem, że za oknem prószy śnieg. Tak przynajmniej mi się wydawało, że to jedynie niewinne prószenie. Ale to co zobaczyłem rano za oknem zdecydowanie nie było efektem lekkich opadów. Wszystko było wręcz zasypane białym puchem. Nawet na ulicach próżno było szukać choćby kawałka czarnego asfaltu. Wstałem około godziny 6 i jakieś 20 minut później wróciłem ponownie do łóżka. Aczkolwiek miałem już ze sobą swój ulubiony zestaw śniadaniowy oraz komputer. Posiłek, przegląd forum, kawa dla Pati i mogłem ruszać. W związku z tym, że od pięciu tygodni w każdą niedzielę biegałem przynajmniej po 30 kilometrów, tym razem postanowiłem dać odpocząć swoim kończynom. Tym bardziej, że w dwa ostatnie dni przeleciałem ponad 50 000 metrów. Zdecydowałem, że dzisiaj zadowoli mnie około 20 tysiączków. 
Chodnik wzdłuż lotniska :)
   Nie miałem specjalnie pomysłu na to gdzie pobiec, ale wziąłem ze sobą telefon (jeśli nie biorę go ze sobą to zawsze staram się mówić komuś gdzie biegnę i za ile planuję wrócić - przezorny zawsze ubezpieczony). Przed wyjściem powiedziałem Pati, że najprawdopodobniej polecę przez Czaple w stronę Auchan. I co zrobiłem? Odczekałem chwilę na zlokalizowanie satelitów, wcisnąłem start i poleciałem... w przeciwną stronę niż zamierzałem. Po raz kolejny zadecydował impuls. Spojrzałem w lewo, w prawo i tak jakoś poleciałem bez zastanowienia w stronę Miszewa. 
   Chodniki co prawda w terenie gminy Żukowo były odśnieżone, jednak pług zostawił kilka centymetrów śniegu, które dla pieszego nie stanowią większego problemu, jednak dla biegacza są nie lada utrudnieniem. W związku z tym postanowiłem biec jezdnią. Może było to nieco mniej bezpieczne ze względu na ruch uliczny, jednak na pewno o niebo mniej uciążliwe. Ponadto kiedy tylko wbiegłem na teren Gdańska bieganie chodnikami, tak jak widać na zdjęciach, nie wchodziło już w grę. Szkoda jedynie, że niektórzy nie rozumieją, że jak się mija kogoś poruszającego się wzdłuż ulicy, na której zalega błoto pośniegowe, to należy zwolnić. A że dzisiaj takich kierowców było na drogach całkiem sporo to brudny i przemoczony byłem już po kilku kilometrach.
   Nie wspomniałem jeszcze dzisiaj o tempie w jakim pokonywałem kolejne kilometry, ale jak nie trudno się domyślić te nie było zbyt forsowne. Bo i prawdę mówiąc nie miało takie być :) Zacząłem od 5:26/km, a ostatecznie Gremlin zakomunikował mi, że średnio pokonywałem każdy kilometr w 5 minut i 12 sekund. A ile tych kilometrów było? A no było ich aż, a może tylko, 22 i 350 metrów. Czyli wszystko zgodnie z planem. Spędziłem niecałe 2 godziny w śnieżny, niedzielny poranek na świeżym powietrzu, a po powrocie zjadłem śniadanie z Moją Pati. Innymi słowy zaliczyłem najlepszy początek dnia jaki tylko mogłem sobie wymarzyć... ;)

W związku z tym, że mam już dostęp do swojego kompa to wrzucam zaległą galerię zdjęć z zawodów w Hengelo :)

1 komentarz: