|
Śniadanie na tarasie i "kubeczek",
a w nim zelený čaj |
Wczoraj, po powrocie z Grudziądza, nie biegałem. Pogoda wręcz zachęcała do ruchu, jednak potrzebowałem odpoczynku jak ryba wody. Dlatego też, bez żadnych wyrzutów, zrobiłem sobie wolne. A jak najlepiej spędzać wolny czas? Wiadomo - z Ukochaną. Tak więc wieczorem wylądowałem w Pępowie i to właśnie tam przywitał mnie niedzielny poranek.
A ten, trzeba uczciwie przyznać, był wyjątkowo słoneczny. Temperatura około 15 stopni, czyste niebo i delikatny, chłodzący wiaterek. Czy można sobie wyobrazić lepszą aurę do biegania? Szczerze wątpię.
Majówkowanie, grillowanie, bieganie - wszystko to sprawiło, że mimo iż położyłem się wcześniej niż zwykle, wstałem dopiero chwilę po 6. Piszę dopiero, bo niezwykle rzadko zdarza mi się spać do tej godziny. Jak zawsze wciągnąłem owsiankę, przestudiowałem forum. W związku z późniejszą pobudką, trening rozpocząłem z lekkim poślizgiem - około 8:30.
Wciągnąłem na siebie najnowszy element biegowej garderoby - białą koszulkę, którą przywiozłem z Grudziądza, i ruszyłem w stronę Miszewa. Zacząłem spokojnie - 5:05/km. Kolana wciąż jeszcze odczuwają ostatnie starty. Choć muszę przyznać - spodziewałem się, że będzie gorzej. Odbiegając nieco od tematu napiszę, że kuracja lodowa powinna przynieść wymierne efekty i rozwiązać moje problemy w niedługim czasie.