Na skróty

24 kwietnia 2013

12. Cracovia Marathon tuż tuż - czas się powoli pakować

Moc jest - oby było i zdrowie!
    Kolano dzisiaj bolało! Było gorzej niż jeszcze wczoraj czy dwa dni temu! Ale koniec z tym użalaniem się! Co ma być to będzie. Lód, maści - robię co mogę, czy zda to egzamin? Przekonamy się w niedzielę.
   Dziś miałem w planach II zakres zakończony kilkoma przebieżkami. A więc dokładnie to co robię od kilku tygodni, w każdą środę. I podobnie jak w każdą środę, tak i dzisiaj, musiałem ustawić budzik na 4 rano. Jeżeli czytacie mojego bloga regularnie to, zanim to jeszcze napiszę, Wy już to wiecie. No dobra, ale niech formalności stanie się zadość - obudziłem się przed budzikiem i nie dałem szansy mu się wykazać :)
   Nie chcąc budzić Pati wymknąłem się cicho z łóżka i pół godziny później siedziałem już przy biurku z najlepszym z możliwych zestawem śniadaniowym. Jakim? Tutaj też nikogo raczej nie zaskoczę - owies + kawa.
Mam nadzieję, że w niedzielę też będę tak latał!
   Na Chełm wyruszyłem około 5:30. Po wczorajszym teście stroju startowego, dzisiaj zdecydowałem się wskoczyć w coś z treningowej garderoby (ta również się ostatnio powiększyła dzięki Pati - za co dziękuję raz jeszcze :-)). Jedyne co pozostawiłem z wczoraj to opaski, czapka i... buty. No i właśnie nie wiem czy to nie był błąd, żeby zrezygnować z dobrze amortyzujących Prawie Boost'ów na rzecz Morskich AdiTorped. Kolano bolało od pierwszego kroku i ani myślało przestać. Trudno! Ono nie zamierzało przestać, a ja tym bardziej.
Decyzję podejmę chyba dopiero w dniu startu :)
   Pierwszy kilometr poleciałem w 4:56. Gremlin w końcu przestał wariować. Mówiąc o II zakresie mam na myśli bieg w tempie około 4:40-4:20/km. Dlatego, w momencie kiedy dostałem informację, że 2. tysiączek zajął mi zaledwie 4 minuty i 25 sekund, nieco zwolniłem. Efekt był taki, że kolejnym czasem jaki wyświetlił się na ekranie mojej 305'tki były 4 minuty i 40 sekund. 
   Nie wiem czym było to spowodowane, ale strasznie nierówne miałem to dzisiejsze tempo. Może to niska temperatura, może kolano, może niewyspanie, a może coś zupełnie innego - nie mam pojęcia.
   Niemniej z każdym kolejnym kilometrem było nieco lepiej. W sumie przeleciałem 11 odcinków w średnim tempie 4:33/km. I tak, po zaledwie 50 minutach i 7 sekundach latania po Chełmie, był ponownie pod domem. Tam jeszcze szybkie 5 setek na pobudzenie. I bynajmniej nie mam na myśli płynnych setek ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz